Gwałtownie zakaszlałam i otworzyłam oczy.
- Żyjesz! – Krzyknął Abraham, pochylając się
nade mną.
- Gdzie… Gzie ja jestem? – Zapytałam z trudem.
- Eee…. W szopie. – Powiedział z wahaniem.
- Co?! – Powiedziałam i gwałtownie się
podniosłam, a Abraham usiadł obok.
- Ta.. Jak Cię wyciągnąłem to ni stąd, ni zowąd
zaczęło padać i chyba grzmieć. – Powiedział, a potem szybko dodał. - Jak nie wierzysz to sama sprawdź. - Wskazał
brodą okno.
- Wierzę. – Powiedziałam słabym głosem.
Wydawało mi się czy on był dla mnie miły, a może to halucynacje.
- W porządku? – Zapytał.
- Tak. – Skłamałam.
Nic
nie było w porządku! Nie mogłam uwierzyć że dał się nabrać!
- Spoko. – Powiedział tylko i spojrzał w okno. -
A gdzie ,,dziękuję, że mnie wyciągnąłeś” Lub może chociaż ,,dzięki”?! – Zapytał
nagle.
Ta..
jednak to były halucynacje.
Byłam
zbyt wyczerpana by się kłócić, więc postanowiłam jakoś to znieść.
- Dzięki. – Powiedziałam w końcu.
Znów
nabrała mnie ochota by zacząć płakać. – Nie! – Pomyślałam. – Obiecałam to
sobie! Nie zacznę płakać! Nie!
- Ej ty! – Krzyknął Abraham i szturchnął mnie.
– Słuchasz mnie?!
Podskoczyłam.
- Co mówiłeś? – Zapytałam.
- Mówiłem, że gdybyś na mnie nie wpadła i potem
nie śledziła to by nie było tego wszystkiego. – Wskazał ręką na mnie.
- Ta… - Wymamrotałam, a potem wstałam i
usiadłam na drugim końcu szopy (jak najdalej od NIEGO).
Podciągnęłam kolana pod brodę i starałam się powstrzymać płacz. On
wogule nie zwracał na mnie uwagi, mamrotał coś tylko pod nosem.
Zauważyłam, że wciąż miałam telefon w kieszeni, więc go wyjęłam (Na
szczęście był wodoodporny). Nie mogłam z niego zadzwonić, ale mogłam sprawdzić godzinę.
Było dokładnie za dziesięć szósta.
- Mam jeszcze godzinę. – Szepnęłam.
- Czemu ty mnie nie słuchasz?! – Wrzasnął nagle
Abraham.
Miałam już powyżej uszu jego chamstwa! Mało się nie utopiłam (przez
Niego) i źle się czułam, a On nadal nie mógł się powstrzymać?! Nie musi być
miły, ale przynajmniej niech się zamknie!
Wstałam i chciałam Mu wygarnąć niestety zaczęło kręcić mi się w głowie,
na szczęście Abraham była tyle blisko, że złapał mnie.
Spojrzeliśmy
sobie w oczy. Może mi się tylko wydawało, ale jakby przez chwilę uśmiechał się
do mnie. Trzymał mnie w ramionach i chyba nie zamierzał puścić.
- Aaaa..! Daj mi spokój! – Krzyknęłam.
Zamrugał
gwałtownie i pomógł mi usiąść pod ścianą.
Nie
rozumiem o co tu chodzi! – Nie udało mi się dłużej powstrzymywać łez, więc
rozpłakała się.
Spojrzał na mnie dziwnie i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uprzedziłam
Go.
- Jeśli chcesz się śmiać lub znów krzyczeć? To
proszę daruj sobie. – Powiedziałam przez łzy.
Nic nie
powiedział, usiadł tylko obok. Ja chciałam się odsunąć, ale złapał mnie za rękę,
spojrzał w oczy i powiedział:
- Przepraszam.
Tym
razem ja nic nie powiedziałam. Wyrwałam rękę, podciągnęłam kolana pod brodę i schowałam
w nich twarz.
Siedzieliśmy tak w ciszy przez chwilę, aż w końcu Abraham odezwał się
pierwszy.
- W porządku?
Spojrzałam na niego.
- Nie! Nic nie jest w porządku! – Postanowiłam mu
wszystko wygarnąć. – Nie dość, że cały czas na mnie krzyczysz bez powodu, to
przez ciebie mało się nie utopiłam! Nie wspominając, że się zgubiłam! A ty się
jeszcze pytasz czy w porządku?!?
Myślałam, że znowu na mnie nakrzyczy i powie na przykład, że kłamię lub
coś w tym stylu. Lecz zaskoczył mnie (miło zaskoczył).
- Jak to zgubiłaś się?
- Tak jestem tu dopiero tydzień i nie znam
jeszcze dobrze ni tego parku, ani miasta!
- Czemy nic nie mówiłaś?
- Bo nie pytałaś! A jak chciałam ci powiedzieć
to kazałeś mi spadać. Więc poszłam sobie. Tak jak chciałeś!
- Przepraszam, masz rację nie powinienem na ciebie
krzyczeć. A to jak cię popchnąłem, przecież ty mogłaś… – Wzdrygnął się. – Byłem
taki wściekły, że nie zwracałem na to co robię.
- Ja cię tak wkurzyłam? – Zapytałam.
- Nie moja dziewczyna. – Westchnął i przeniósł
wzrok ze mnie na okno. – Zdradziła mnie z kolegą.
- Więc miałeś okazję i postanowiłeś się wyżyć
na mnie. – Podsumowałam.
- Tak. – Posmutniał. – Wiem zachowywałem się
jak debil. – Znowu spojrzał mi w oczy i jakby przysunął się trochę bliżej. –
Ale potem jak cię złapałem i spojrzałem w oczy, cała złość minęła. – Uśmiechnął
się do mnie i wytarł mi łzy z policzka (to było trochę niezręczne). – A tak właściwie
jak masz na imię?
- (T.I) – Powiedziałam i spojrzałam w stronę
okna. - Burza minęła. – Powiedziałam nagle i wstałam. – Muszę iść. – Posmutniał.
– Powiesz mi jak dojść do miejsca, gdzie się spotkaliśmy?
- Jasne. A może cię odprowadzić. – Abraham również
wstał.
- Nie trzeba.
- Ale jeśli się źle poczujesz? – Nalegał.
Nie mogłam się zgodzić, nie po tym
wszystkim, może i przeprosił, ale.…
Jedna
jedyna łza spłynęła mi po policzku.
- Nie! – Powiedziałam stanowczo. – Cześć!
Nie
czekałam aż odpowie, po prostu wyszłam - nie odwracając się za siebie…..
___________________________________________________________________________________
Wiem trochę smutne, ale cóż, nie zawsze musi być hepi end.... Mam nadzieję, że imagin się podobał ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wasze komentarze ;)