25 lipca 2014

Imagin Cz.III (Ostatnia)



     Gwałtownie zakaszlałam i otworzyłam oczy.
- Żyjesz! – Krzyknął Abraham, pochylając się nade mną.
- Gdzie… Gzie ja jestem? – Zapytałam z trudem.
- Eee…. W szopie. – Powiedział z wahaniem.
- Co?! – Powiedziałam i gwałtownie się podniosłam, a Abraham usiadł obok.
- Ta.. Jak Cię wyciągnąłem to ni stąd, ni zowąd zaczęło padać i chyba grzmieć. – Powiedział, a potem szybko dodał. -  Jak nie wierzysz to sama sprawdź. - Wskazał brodą okno.
- Wierzę. – Powiedziałam słabym głosem.
    Wydawało mi się czy on był dla mnie miły, a może to halucynacje.
- W porządku? – Zapytał.
- Tak. – Skłamałam.
    Nic nie było w porządku! Nie mogłam uwierzyć że dał się nabrać!
- Spoko. – Powiedział tylko i spojrzał w okno. - A gdzie ,,dziękuję, że mnie wyciągnąłeś” Lub może chociaż ,,dzięki”?! – Zapytał nagle.
    Ta.. jednak to były halucynacje.
    Byłam zbyt wyczerpana by się kłócić, więc postanowiłam jakoś to znieść.
- Dzięki. – Powiedziałam w końcu. 
    Znów nabrała mnie ochota by zacząć płakać. – Nie! – Pomyślałam. – Obiecałam to sobie! Nie zacznę płakać! Nie!
- Ej ty! – Krzyknął Abraham i szturchnął mnie. – Słuchasz mnie?!
    Podskoczyłam.
- Co mówiłeś? – Zapytałam.
- Mówiłem, że gdybyś na mnie nie wpadła i potem nie śledziła to by nie było tego wszystkiego. – Wskazał ręką na mnie.
- Ta… - Wymamrotałam, a potem wstałam i usiadłam na drugim końcu szopy (jak najdalej od NIEGO).
    Podciągnęłam kolana pod brodę i starałam się powstrzymać płacz. On wogule nie zwracał na mnie uwagi, mamrotał coś tylko pod nosem.
    Zauważyłam, że wciąż miałam telefon w kieszeni, więc go wyjęłam (Na szczęście był wodoodporny). Nie mogłam z niego zadzwonić, ale mogłam sprawdzić godzinę. Było dokładnie za dziesięć szósta.
- Mam jeszcze godzinę. – Szepnęłam.
- Czemu ty mnie nie słuchasz?! – Wrzasnął nagle Abraham.
    Miałam już powyżej uszu jego chamstwa! Mało się nie utopiłam (przez Niego) i źle się czułam, a On nadal nie mógł się powstrzymać?! Nie musi być miły, ale przynajmniej niech się zamknie!
   Wstałam i chciałam Mu wygarnąć niestety zaczęło kręcić mi się w głowie, na szczęście Abraham była tyle blisko, że złapał mnie.
    Spojrzeliśmy sobie w oczy. Może mi się tylko wydawało, ale jakby przez chwilę uśmiechał się do mnie. Trzymał mnie w ramionach i chyba nie zamierzał puścić.
- Aaaa..! Daj mi spokój! – Krzyknęłam.
    Zamrugał gwałtownie i pomógł mi usiąść pod ścianą.
    Nie rozumiem o co tu chodzi! – Nie udało mi się dłużej powstrzymywać łez, więc rozpłakała się.
    Spojrzał na mnie dziwnie i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uprzedziłam Go.
- Jeśli chcesz się śmiać lub znów krzyczeć? To proszę daruj sobie. – Powiedziałam przez łzy.
    Nic nie powiedział, usiadł tylko obok. Ja chciałam się odsunąć, ale złapał mnie za rękę, spojrzał w oczy i powiedział:
- Przepraszam.
    Tym razem ja nic nie powiedziałam. Wyrwałam rękę, podciągnęłam kolana pod brodę i schowałam w nich twarz.
   Siedzieliśmy tak w ciszy przez chwilę, aż w końcu Abraham odezwał się pierwszy.
-  W porządku?
   Spojrzałam na niego.
- Nie! Nic nie jest w porządku! – Postanowiłam mu wszystko wygarnąć. – Nie dość, że cały czas na mnie krzyczysz bez powodu, to przez ciebie mało się nie utopiłam! Nie wspominając, że się zgubiłam! A ty się jeszcze pytasz czy w porządku?!?
    Myślałam, że znowu na mnie nakrzyczy i powie na przykład, że kłamię lub coś w tym stylu. Lecz zaskoczył mnie (miło zaskoczył).
- Jak to zgubiłaś się?
- Tak jestem tu dopiero tydzień i nie znam jeszcze dobrze ni tego parku, ani miasta!
- Czemy nic nie mówiłaś?
- Bo nie pytałaś! A jak chciałam ci powiedzieć to kazałeś mi spadać. Więc poszłam sobie. Tak jak chciałeś!
- Przepraszam, masz rację nie powinienem na ciebie krzyczeć. A to jak cię popchnąłem, przecież ty mogłaś… – Wzdrygnął się. – Byłem taki wściekły, że nie zwracałem na to co robię.
- Ja cię tak wkurzyłam? – Zapytałam.
- Nie moja dziewczyna. – Westchnął i przeniósł wzrok ze mnie na okno. – Zdradziła mnie z kolegą.
- Więc miałeś okazję i postanowiłeś się wyżyć na mnie. – Podsumowałam.
- Tak. – Posmutniał. – Wiem zachowywałem się jak debil. – Znowu spojrzał mi w oczy i jakby przysunął się trochę bliżej. – Ale potem jak cię złapałem i spojrzałem w oczy, cała złość minęła. – Uśmiechnął się do mnie i wytarł mi łzy z policzka (to było trochę niezręczne). – A tak właściwie jak masz na imię?
- (T.I) – Powiedziałam i spojrzałam w stronę okna. - Burza minęła. – Powiedziałam nagle i wstałam. – Muszę iść. – Posmutniał. – Powiesz mi jak dojść do miejsca, gdzie się spotkaliśmy?
- Jasne. A może cię odprowadzić. – Abraham również wstał.
- Nie trzeba.
- Ale jeśli się źle poczujesz? – Nalegał.
    Nie mogłam się zgodzić, nie po tym wszystkim, może i przeprosił, ale.…
    Jedna jedyna łza spłynęła mi po policzku.
- Nie! – Powiedziałam stanowczo. – Cześć!
    Nie czekałam aż odpowie, po prostu wyszłam - nie odwracając się za siebie…..

___________________________________________________________________________________
   Wiem trochę smutne, ale cóż, nie zawsze musi być hepi end.... Mam nadzieję, że  imagin się podobał ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wasze komentarze ;)