25 lipca 2014

Imagin Cz.II



- Abraham Mateo. – Dokończył.
   Nie byłam w stanie nic powiedzieć, stałam tam tylko i jak idiotka  gapiłam się na Niego. Chociaż… kto by się nie gapił. - Od zawrze marzyłam o tym, by go poznać (no może tylko w lepszych okolicznościach…).
- No co się gapisz?! – Wrzasnął, a ja podskoczyłam (na szczęście nie zauważył). – Masz szczęście, że nikt nie widział, bo…. – Przerwał nagle i przyjrzał mi się. – Zaraz. – Uśmiechnął się wrednie. – To ciebie, razem z kumplem ochlapaliśmy! – Znów się uśmiechnął (wrednie).
   Przeniosłam wzrok, z niego na moje ubranie. Nie byłam już mokra, ale było widać błoto.
- To… to byłeś ty… - Wymamrotałam.
- Dokładniej mój kumpel. -  rozejrzał się i powiedział nagle. – Dobrze Ci tak, to za to, że mnie przewróciłaś!
- Ja?! – Powtórzyłam. – To ty na mnie wpadłeś! – Dobra może i był gwiazdą, i moim idolem, ale no halo! To nie oznacza, że może robić co chce!
- Żebyś tu nie siedziała to bym nie wpadł! – Krzyknął.
- Ja siedziałam z boku…
- No właśnie z boku, co ty ukrywałaś czy jak?! – Przerwał mi.
- Było patrzeć, gdzie się idzie! – dokończyła, nie zwracając uwagi na jego wtrącenie - Nie zamierzam Mu się tłumaczyć! – Pomyślałam, ale to była prawda ukrywałam się.
    Szczerze mówiąc zawiodłam się na Abrahamie, myślałam że jest inny. A tymczasem to zwykły palant! Wredny palant, który uważa, że wolno Mu wszystko! W tamtym momencie nie był już moim idolem i chciałam już po prostu żeby dał mi spokój.
    Właśnie otworzył usta, by coś powiedzieć (a raczej pewnie krzyknąć), gdy usłyszeliśmy jakieś głosy.
- Super! – Powiedział i złapał mnie za ramie. – Choć! – Nakazał.
- Puszczaj! – Krzyknęłam, niestety nie udało mi się uwolnić.
- Sieć cicho! – Nakazał szeptem i pociągnął mnie za sobą.
- Zostaw… - Uciszył mnie.
- Z chęcią, ale nie mogą nas zobaczyć. – Powiedział szepcząc.
   Co? Kto nie może nas zobaczyć? O co mu kurde chodzi!
- To po wiec, chociaż gdzie mnie ciągniesz. – Ja również mówiłam szeptem (nie chciałam być znowu uciszona).
   Zatrzymałam się. Odwrócił się i z wściekłością powiedział (szczerze to trochę się przestraszyłam):
- Zobaczysz, a teraz sieć cicho! – Ścisnął mnie mocniej (za ramię) i znów pociągnął.
*********************
    Doszliśmy… właściwie sama nie winem gdzie.
- Gdzie my jesteśmy? – Zapytałam.
    Abraham puścił (ściskał tak mocno, że aż ręka zaczęła mnie boleć, ale nie chciałam Mu tego mówić, bo znowu pewnie, by nakrzyczał na mnie i tyle).
- Na tyłach parku. – Powiedział, a potem dodał. – Dobra a teraz spadaj!
    Ale gdzie? – Pomyślałam nie byłam nigdy w tej części parku i nie miałam pojęcia dokąd iść, postanowiłam zapytać Abrahama gdzie to dokładnie jesteśmy, ale znowu krzyknął.
- Nie słyszałaś spadaj! Dopóki tu nikogo nie ma!
   Dobra poradzę sobie sama! – Pomyślałam. Odwróciłam się na pięcie i bez słowa odeszłam od Abrahama.
*********************
   Byłam zdruzgotana nie dość, że Abraham tak strasznie mnie potraktował (a nic Mu przecież nie zrobiłam), to jeszcze zostawił mnie tu samą. W tej obcej (Mi) i strasznej części parku. Postanowiłam zadzwonić do mamy, by powiedzieć jej, że się zgubiłam.
   Wyjęłam komórkę.
- Nie! – Krzyknęłam. Moja komórka rozładowała się i nie miałam jak zadzwonić. Miałam ochotę usiąść i rozpłakać się. – Uspokój się! – Nakazałam sobie. – Musisz być silna, nie możesz się teraz rozkleić! Pomyśl,! Abraham mówił, że jesteśmy w tylnej części parku. – Powiedziałam sama do siebie.
   Próbowałam przypomnieć sobie, którędy szliśmy z Abrahamem, ale nie wyszło mi to najlepiej. Wszystkie te drzew wyglądały tak samo... Więc szłam przed siebie. – Może na kogoś trafie… - Westchnęłam.
*********************
   Szłam właśnie obok jakiegoś jeziora (niestety to nie było to jezioro co wcześniej), gdy usłyszałam jakiś głos. Pełna nadziei, że w końcu ktoś mi pomoże, podbiegłam do miejsca, z kąt dochodził głos.
- No nie. - Szepnęłam zrezygnowana.
    To był znowu Abraham, chciałam odejść, nie chciałam, żeby znów na mnie nakrzyczał. Już wolałam bym nikogo nie spotkać i błąkać się dalej.
   Już miałam odejść gdy Abraham zauważył mnie.
- No nie to znowu ty?! – Podszedł bliżej. – Śledzisz mnie czy co?!
    Nie miałam już siły się z nim kłócić, poza tym miałam wrażenie, że jak tylko zacznę mówić rozpłaczę się. – nie zamierzałam dawać Mu tej satysfakcji!  
- Odpowiadaj! – Wrzasnął i popchnął mnie.
   Potknęłam się i wpadłam do stawu.
- Abraham! – Krzyknęłam z przerażeniem. – Ja nie umiem….. - Nie dałam rady dokończyć...
    Potem pamiętam tylko, że gardo zaczęło mnie palić, jakiś krzyk i ciemność….
__________________________________________________________________________________
   Hej następną część dodam może jeszcze dziś wieczorem ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wasze komentarze ;)