31 października 2015

,,Gdyby nie pies.." - imagin dla Venney

Cześć!
  Wiem mówiłam, że wstawię imagina wczoraj, niestety zapomniałam, że 30 są imieniny cioci.. No i miałam cały dom gości... Wiecie w takich warunkach nie da się pracować... :/ Przepraszam :( 
 Jeszcze nie wiem kiedy opublikuje kolejną część, to zależy od ilości zajęć jutro... :/
PS. Dziękuję wszystkim, którzy oddali swój głos na Fundację Kotkowo :D Bardzo Nam <wolontariuszom i kotkom> pomogliście ;)
DZIĘKUJĘ :*
_______________________

   *Róża*

   Zazwyczaj Fifi jest bardzo grzeczny na spacerze… Jednak dziś wyjątkowo strasznie był nieposłuszny. Szczekał na inne psy.. Nawet próbował się zerwać!  To do niego nie podobne.
- Fifi, spokój! – zganiłam go.
  Dalej nie reagował. Na szczęce doszliśmy już do parku dla psów i mogłam go spuścić. Odpięłam mu smycz, a ten wystrzelił jak rakieta.
   Jeju.. Naprawdę musiał się wybiegać. Biegał przez cały czas i ani razu nie ustał by odpocząć.. Z kąt on ma tyle siły?  Ten pies , chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać..
  Usłyszałam,  brzęk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam telefon i odczytałam ją:
- Hej kochanie mam dziś zajęcia, możemy przesunąć nasze spotkanie na 19? :/
- Jasne.  ;)
   Odpisałam. Po wysłaniu wiadomości, zerknęłam na godzinę.
- Jak późno. – powiedziałam sama do siebie.
   Rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie dostrzegłam Fifi.
- Fifi! – krzyknęłam.
   Niestety na próżno. Dalej go nie widziała, ani nawet nie słyszała..
- Fifi, do nogi! – krzyknęłam.
   Nerwowo chodziłam po całym parku, rozglądając się. Tak to jest, jak zostawi się psa bez opieki…
   Moją uwagę zwróciło szczekanie. Odwróciłam się.
- Fifi! – krzyknęłam radośnie.
  Szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę. Ku mojemu zdziewaniu Fifi nie zaczął biec w moją stronę, wbrew przeciwnie wybiegł z terenu parku. Co mu się dziś stało?!
- Fifi! Wracaj! – wrzeszczałam…
  Biegłam za nim, nerwowo nawołując go. Nie potrafiłam go dogonić. Spróbowałam przyśpieszyć, niestety nie miałam już siły. Jak na złość, dziś w parku było mnóstwo dzieci, więc był to prawdziwy tor z przeszkodami. Nic tylko krzyczałam by Fifi wrócił lub przepraszałam jakiegoś dzieciaka za potrącenie. Nie wiem właściwie gdzie on biegnie….
- O nie! – krzyknęłam widząc jak Fifi skacze na jakiegoś chłopaka przewracając go.          
   Resztkami sił dobiegłam no psa i oderwałam go od chłopaka. Szybko podpięłam mu smycz.
- Ja.. ja przepraszam za psa.. – wybełkotałam sapiąc – Nie.. nie wiem co w niego.. wstąpiło. – wzięłam głęboki wdech –Bardzo mi przykro. – przeprosiłam.

   *Abraham*

   Idąc w kierunku restauracja, gdzie miałem spotkać się z mamą, wciąż myślałem o moim ,,ślubie” z Igą. Ale chłopaki będą mieli z nas ubaw… Pewnie na następnym spotkaniu, będą pytać o ilość dzieci..
  Uśmiechnąłem się sam do siebie. Usłyszałem swoją piosenkę. Wyciągnąłem szybko telefon, dzwonił Bob. Odebrałem szybko.
- Hej stary. – przywitałem się.
- Siema, słuchaj przez ten swój ślub zapomniałeś o swoim pendrive
- Co?! O nie! – złapałem się za głowę – Kurczę.. Ej mógłbyś mi go przynieść?
   Usłyszałem w komórce westchnięcie Boba.
- No dobra.. Tylko gdzie?
- Do kawiarenki ,,Sisi”. Wiesz gdzie to?
- Tsa.. Będę za godzinę.
- Ok. Cześć.
- Nara.
   Rozłączyłem się i wtedy spadła na mnie kupka sierści i zaczęła lizać po twarzy.
- Hahaha… - zacząłem się śmieć.
   Najwyraźniej jakiś pies zrobił sobie ze mnie lizaka…
   Ktoś zdjąć ze mnie psa, a ja mogłem się podnieść. Wtedy ujrzałem, jak jakaś dziewczyna zakłada mu smycz. Wyglądała na strasznie zmęczoną.
- Ja.. ja przepraszam za psa.. – wybełkotała  – Nie.. nie wiem co w niego.. wstąpiło. – wzięła głęboki wdech –Bardzo mi przykro. – przeprosiła.
   Potem zaczęła gwałtownie i ciężko oddychać.
- Nic się nie stało. – uspokoiłem ją.
- Naprawdę..
- Tak, bardzo lubię jak psy robią sobie ze mnie lizaka.. – Uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Naprawdę mi przykro.. – przeprosiła ponownie, następnie zwróciła się do psa – Przeproś Fifi! – rozkazała.
   Niesamowite.. Pies usiadł przede mną i podał mi łapę. Uścisnąłem ją i spojrzałem pytająco na właścicielkę/
- On tak przeprasza.. – wyjaśniła.
- On? – zdziwiłem się.
- Tak.
- Fifi to mało męskie imię. – stwierdziłem.
    Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Może… Zresztą co cię obchodzi jak on ma na imię!
- Tak tylko mówię.. Część Fifi. – uśmiechnąłem się do psa.
- Lubi cię.
- Co? – spojrzałem na nią pytająco.
- Wiesz.. Nie każdy ma zaszczyt zostać jago lizakiem.
- Aha, w takim razie bardzo mi miło. – przyklęknąłem i podrapałem go za uchem.
- Dziwne, zazwyczaj nie daje się tak łatwo dotknąć. – dziewczyna również kucnęła. – Zazwyczaj warczy i udaje bardzo groźnego.. – zaśmiała się.
- Wow, jaki mnie zaszczyt spotkał. – uśmiechnąłem się do niej i przez przypadek spojrzałem w oczy.
  W jej spojrzeniu było coś niezwykłego.  Jej błękitne oczy były takie cudowne. Dziewczyna odgarnęła brązowe włosy z twarzy i uśmiechnęła się. Właśnie dostrzegłem najpiękniejszy uśmiech na świecie.. Jest taka piękna.. Zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny, które do tond poznałem..
- Ja cię z skądś znam.. – z rozmyślań wyrwał mnie jej słodki głosik.
   Brunetka przyjrzała mi się. O nie.. i zaraz się zacznie… Już zacząłem przygotowywać się do jej pisków, gdy usłyszałem:
- Ty jesteś Abraham tak? –zapytała bardzo niepewnie.
- Tak.. – odpowiedziałem zbity z tropu.
   Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Ja jestem.. – urwała i zaczęła nerwowo grzebać w kieszeni bluzy. – Przepraszam muszę odebrać.
- W porządku. – dziewczyna wstała i odeszła kawałek.
    Ja zostałem i głaskałem futrzaka po brzuchu.
- Muszę już iść.. – usłyszałem po chwili – Fifi chodź.
   Chciałem zapytać jak się nazywa, niestety przeszkodziła mi komórka. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła mam.
   Odebrałem.
- Gdzie ty jesteś? Mie..
- Tak już idę. – przerwałem ej i rozłączyłem się.
   Niestety pięknej nieznajomej już nie było. Jak ja teraz ją znajdę.. Nawet nie wiem jak się nazywa, za to znam jej psa. I to dobrze.. Uśmiechnąłem się sam do siebie, przypominając sobie scenę z psem. Ciekawe czy będzie tu jutro? Śmieszne, żeby nie pies, nie spotkał bym jej. Już lubię tą kupkę futra!

   *Róża*

- Ja jestem.. – urwałam, czując wibracja telefonu i zaczęłam szukać go – Przepraszam muszę odebrać.
- W porządku.
    Wstałam i odeszłam kawałek.
- Tak słucham.
- Hej tu Luis.
- Luis? Z czyjego numeru dzwonisz?
- Mamy.. Nie wiażne.. Słuchaj dostaliśmy zaproszenie na jakąś imprezę charytatywną.
- Iii..?
- Ona jest za jakąś godzinę!
- Co? Gdzie?
- Spokojnie przyjadę po ciebie, za jakieś… czterdzieści minut. Ok?
- Dobrze.
   Rozłączyłam się i wróciłam do Abrahama i psa. Bawili się ze sobą całkiem nieźle.
- Muszę już iść.. – powiedziałam – Fifi chodź. – chwyciłam za jego smycz.
  Abraham, chyba chciał coś powiedzieć, ale zadzwonił jego telefon. Nie miałam czasu czekać, liczyła się każda sekunda, więc szybkim krokiem udałam się w stronę domu.
  Dopiero w taksówce przypomniało mi się, że nie powiedziałam mu mojego imienia.
- Ojeju..
- Coś się stało? – zapytał taksówkarz.
- Nie nic..
    Tylko straciłam szansę na poznanie kogoś ciekawego…
    Abraham jest fajny i Fifi go lubi.. No naprawdę dziwne. Jeszcze nigdy Fifi nie zachowywał się tak przed kimś obcym… Nawet Luisa, zaczął tolerować dopiero po jakichś dwóch dniach.. widocznie uznał, że Abraham  jest dobry materiałem na kumpla.
   Spojrzałam na mojego pupilka. Leżał grzecznie na siedzeniu. Pogłaskałam go.
- Uważam ten spacer za udany a ty? – zapytałam go.
   Może to dziwne, ale lubiłam czasem z nim pogadać. Oprócz Luisa, tylko mu mogłam się wygadać…
   Fifi podniósł łepek i polizał mnie po ręku.
- To chyba znaczy, tak… - zaśmiałam się.

28 października 2015

Pomocy!

Hej!
  Dziś trochę nie na temat.. Ale potrzebuję was! A mianowicie waszych głosów: TUTAJ Czas jest do 30.10.2015r. do godziny 12.00.
Tu macie instrukcję:


Czy mogę na was liczyć? To naprawdę jest dla mnie ważne :)
Z góry dziękuję za wasze głosy ;)

27 października 2015

,,Zanim się poznali..." - imagin dla Venney

Hej!
  O to druga część imainu dla Venney ;) Mam nadzieje, że wam rozśmieszy ;D Jeśli tak, to dajcie znać ;)
Kolejna część pojawi się, aż w piątek.. :( Chyba, że będę miała mało nauki, wtedy może wcześniej.. Nie wiem :/
Pozdrawiam i miłego czytania ;)
_____________________________________

    *Róża*

Dziś jak zwykle miałam zajęcia z panią Darią. Ona jest moją guwernantką. Mówiła dziś coś o geografii... Chyba o koloniach czy coś.. Właściwie to mało jej słuchałam..
- Halo panienko! - wyrwał mnie z rozmyślne Jej głos.
- Tak? - otrzeźwiałam.
- Słucha mnie panienka?
- Tak.
- To o czym mówiłam? – zmierzyła mnie wzrokiem
- Eee... O koloniach.. – wyszczerzyłam zęby.
- A dokładniej - drążyłam.
- Eee..
- Panienka nie słuchała. Kiedy panienka zacznie się w końcu uczyć?
- Od jutra! Obiecuję! - przyrzekłam - A dziś już muszę lecieć! - wyszczerzyłam się i wybiegłam z pokoju.
- Panienko..! - usłyszałam tylko za sobą.
  Lubię moją nauczycielkę, ale jest strasznie drętwa i czasem jej lekcje są tak nudne, że usypiam na siedząco…
  Nie zwracając uwagi na wołania pani Darii, pobiegłam do ogrodu.
- Róża! - usłyszałam za sobą głos Berty.
    Berta to nasza gosposia, sprząta, gotuje itp.. Bardzo ja lubię! Jest bardzo mila i zabawna.. Jest u nas odkąd pamiętam. To moja taka babcia.. Nie jest stara, ma tylko czterdzieści pięć lat, ale zachowuje się jak moja babcia. Nosi okulary i chodź jej naturalny kolor włosów to brąz, farbuje się na kolor siwy. To znaczy gołębi.. Jest strasznie pomocna, nieraz pomaga mi przy doborze stroju, czy w pomalowaniu się..
- Tak? - odwróciłam się.
- Kochanie co chcesz na podwieczorek? - zapytała kobieta.
   Przewróciłam oczami.
- A może.. nic? - uśmiechnęłam się.
   Kobieta uniosła jedną brew.
- To zrobię ci tosty. -oznajmiła.
- Ale.. - kobieta uciszyła mnie gestykulacjami.
   Wzięła mnie za rękę i poprowadziła mnie do kuchni. Usiadłam na krzesełku i przyglądałam się jak przyrządza tosty.
- Z czym chcesz?
- Obojętnie.. - wymamrotałam, podpierając głowę ręką.
  Berta zaśmiała się. Uwielbiała mnie torturować.. Tak dokładnie to tortury! Jestem nie jodkiem i najchętniej jadła bym raz dziennie.. Oczywiście słodycze mogę jeść o każdej porze nocy i dnia! Ale mniejsza z tym… Niestety Berta dba o moje posiłki i nie da mi przegapić ani jednego. Stwierdziła, że gdyby nie Ona zniknęła bym z powierzchni ziemi..
   Westchnęłam ciężko na widok tostów i to aż trzech! Pokręciłam głową.
- Nie dam rady. - oznajmiłam kończąc pierwszego tosta.
- Dasz, dasz.. - dopingowała.
- Nie. - odsunęłam talerz.
- Mam ci pomóc?
- Nie.. – wymamrotałam z przerażeniem w oczach.
   Podnosząc drugiego tosta i ugryzłam kawałek. Berta bacznie mnie obserwowała…
   Ta męczarnia trwała wiecznie… Na szczęście zadzwonił telefon i Berta musiała wyjść, ja w tym czasie chwyciłam za tosty i poczęstowałam mojego psa nimi. Bardzo mu smakowały! Fifi uwielbia tosty. Często wyręcza mnie w jedzeniu… Mój bohater!
    Fifi to moje oczko w głowie. Jest rasy Golden retriever, już trzy lata mieszka zemną. Pamiętam jaki był malutki.. Teraz to ogromne psisko, ale dalej jest słodki! Ma złotą sierść, gdzie nigdzie widać białe plamki. Często spuszcza uszka do dołu. Nie dlatego bo coś przeskrobał, tylko dlatego, że często próbuje ode mnie coś wysępić. Wie, że to na mnie zawsze działa.. Nauczyłam go wielu sztuczek takich jak siat, turlaj się, czy poproś. Jest bardzo mądry i szybko łapie nowe komendy. Bardzo go kocham! Jestem z nim naprawdę zżyta.
   Gdy problem z tostami był załatwiony odstawiłam talerzyk do zmywarki. Usłyszałam szczekanie psa. Patrzył na mnie taką słodką minką. Chce wyjść na spacer… Z uśmiechem chwyciłam za smycz i wyszliśmy z domu.

  *Abraham*

   Jak co dzień o szesnastej nasza próba dobiegła końca. Wiktoria! Wreszcie wolne! Nadchodził weekend i o dziwo nie miałam, żadnych planów na niego. Zazwyczaj mój grafik pękał w szwach od spotkać czy mini występów…
- Abraham, to jakie plany na weekend? – zapytał Bob, chowając gitarę.
- Właściwie, to nie mam planów..
- Co? – chłopcy powiedzieli chórem.
- To takie dziwne?
- Tak, ty nigdy nie masz wolnego. – zauważył Diego.
- No a teraz mam.
- Koniec świata! – wrzasnęła Iga, jedna z tancerek.
- No widzisz Abraham, przez ciebie koniec świata jest już bliski.. – zaśmiał się Bob.
    Ja również zacząłem się śmieć, a inni patrzyli na nas jak na idiomów.
- No co? Nie rozumiecie? – Zapytał Bob.
   Pokręcili głową.. Ja właściwie też nie do końca wiedziałem o co mu chodzi, wolałam jednak tego nie okazywać.
- Dobra ekipa, ja się będę zbierać. – oświadczyłem.
- Czemu? – zapytała Iga – Przecież mówiłeś, że nie masz żadnych planów?
- No właśnie dlatego chcę się odprężyć, poza tym obiecałem mamie, że zjem z nią lunach.
- Aha.. Ale widzimy się jutro? – puściła do mnie oczko.
- Ulala.. Czyżby szykował się romansik? – dopytywał Diego.
- A co nie wolno! – krzyknąłem i pocałowałem Igę w policzek.
    Iga to moja dobra przyjaciółka, jest dla mnie jak siostra. Dużo czasu spędzamy razem, a chłopaki nie rozumieją tego. Często więc padają takie głupie komentarze..
   Po moim całusie, cała sala zaczęła gwizdać i śpiewać marsz weselny.. Iga miała taki ubaw, zresztą ja też… Nie wiem gdzie, ale dziewczyny znalazły ryż i zaczęły w nas rzucać.. Ja aby odegrać swoją rolę do końca, chwyciłem Igę, tak że teraz znajdowała się w moich ramionach.
- Co robisz? – zapytała zdezorientowana.
- Zabieram cię w podróż poślubną. – wyszczerzyłem się,  a następnie zwróciłem się do reszty – Do zobaczenia moi mili! – krzykną i wyniosłem Igę z budynku.
   Na dworze postawiłem ją z powrotem na ziemię.
- I ja się czujesz jako moja małżonka? – zapytałem uwodzicielsko.
- Cudownie. – powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
   Zaczęliśmy się śmieć.
- No dobra, a teraz na poważnie. – wzięła wdech – Możemy jutro się spotkać, wiesz dziewczyny nie są pewne układu i..
- Jasne. – przerwałem jaj. – Tylko o której?
- No nie wiem, trzynasta? – zaproponowała.
- Ok. – odpowiedziałem z uśmiechem.
    Pożegnaliśmy się i każde z nas ruszyło w swoją stronę..

26 października 2015

,,Dwa światy" - imagin dla Venney

Hejka!
  Napisałam wczoraj w komentarzu, że postaram się wczoraj zacząć nową historię ;) No i zaczęłam! Tylko nie miałam jak ją obrobić <wykluczyć błędy itp.>, więc nowe opowiadanie pojawia się dziś! Mam nadzieje, że się spodoba :D Przepraszam, że takie krótkie :( Jakoś nie potrafiłam dłużej, a zależało mi, żeby ta część miała charakter takiego wprowadzenia.....
Miłego czytania
i słodkich :*
______________________________
   Wszyscy myślą że bycie piosenkarzem jest proste... Wystarczy wejść zaśmiewać i już... Tylko żeby śpiewać, trzeba mieć co! I dla kogo!
   Pisanie piosenek nie jest proste.. Nikt tak o, nie usiądzie i nie stworzy hitu! Potrzeba najmniej parę dni by coś stworzyć i nie wiadomo czy to się sprzeda. Staram się sam sobie pisać teksty, nie zawsze się jednak udaje... Mam oczywiście swoich tekściarzy, często korzystam z ich pomocy...
   A publiczność? By cię ,,pokochała" musisz mieć to coś! Bez tego nie wyróżnisz się z tłumu i będziesz kolejnym śpiewającym chłopcem o którym nikt nie wie... Ja dałem rade się przebić, chodź było trudno.. Nie poddawałem się! To jest moje motto:  ,,Never give up!'' Dzięki temu zawsze daje rade!
  Więc nie mówcie mi, że bycie tym kim jestem jest proste! To nie jest życie zasłane różami, jak niektórym się wydaje. Jestem sławny, a sława to pewna odpowiedzialność. Wiele osób próbuje mnie naśladować, wiec muszę postępować tak, bym był dla nich dobrym wzorem. Nie wolno mi wplątać się w jakiś skandal lub coś podobnego….
    Sława ma i swoje dobre strony…. Mam mnóstwo fanek, często bardzo ładnych… Podoba mi się to, jak krzyczą, że mnie ,,kochają’’, gdy proszą o autograf czy zdjęcie…  Chodź czasem jest to uciążliwe.. Nie mam zbyt dużo prywatności, cóż to jest cena sławy.
    Mam wiele prób i występów, więc nie mam czasu na ,,normalne” spotkania ze znajomymi.. Moi najbliżsi przyjaciele to mój zespół i tancerze oraz tancerki. Nie mam dziewczyny… Jeszcze  nie znalazłem mojej drugiej połówki, menadżer twierdzi, że to dobrze.. Jego zdaniem dziewczyna rozpraszała by mnie.. Poza tym mam tyle fanek.. Często proszą mnie o buziaki, myślę że wtedy mogła by być zazdrosna….
     Jestem trochę, szalony... Lubię robić wszystko po swojemu! Często wpadam na szalone pomysły, a nie zawsze moi znajomi potrafią mnie powstrzymać... To co robię jest szalone, ale w pozytywny sposób. Jestem pozytywnie zakręcony! Podobno to taki wiek.. Przynajmniej tak sądzą rodzice. Ja jestem innego zdania, czy miałem pięć, dziesięć czy dwanaście lat byłem tak samo zwariowany jak i teraz... Bywam też odpowiedzialny. W stosunku do moich fanów zawsze jestem sumienny i punktualny. Staram się ich nie zawodzić.
    Pomimo wszystko cieszę się, że jestem tym kim zawsze chciałem być! Robię to co kocham i to jest najważniejsze! A o to mój świat.  A moje imię? Abraham Mateo. Wielka gwiazda Hiszpanii…
.................................................
   Mój dzień to jedna wielka rutyna.... Nauka, telewizja, spotkania, nauka, telewizja, spotkania i tak przez cały tydzień... Jedyne co się zmienia to posiłki.. Nudy... Nic, dosłownie nic się nie dzieje w moim życiu... Ta monotonia mnie dobija...
   Moja mama jest reporterką, dlatego często wyjeżdża i rzadko ją widuje... Tata natomiast ma własną firmę i to głownie tam spędza cały dzień. Często więc jestem w domu, tylko z gosposią..
   Nie chodzę do szkoły, mam guwernantkę, ponieważ tata stwierdził, że w ten sposób nauczę się więcej i nic nie będzie mnie rozpraszało. Dlatego też nie mam przyjaciół.. To znaczy mam.. Tylko że sztucznych... Oni wszyscy udają moich przyjaciół, na wzgląd mojego ojca... Według taty powinnam się z nimi zadawać bo pochodzą z tak zwanych wyższych sfer... Pf.. Wielcy mi tu panicze... Oczywiście tata sądzi, że naprawdę się przyjaźnimy..
   Teoretycznie mam chłopaka, nazywa się Luis. Tak, teoretycznie z nim chodzę, nasz związek jest ale właściwie go nie ma.. Luis jest synem jednego z  ważniejszych klimatów ojca. To właśnie oni nas zeswataj. Owszem lubię go, ale nic do niego nie czuję. Chodzę z nim tylko dlatego, że znam go od dawna i właściwie rodzice popchnęli nas w swoje ramiona.. Jest naprawdę dobrym chłopakiem.. Mogę na niego zawsze liczyć.. Właściwie to tylko na niego jednego.. Może z czasem poczuje do niego coś więcej..
   Wiem, że moi rodzice chcą dla mnie jak najlepiej i wszystko to co robią, robią dla mnie. Choć, rzadko to pokazują, to wiem że mnie kochają. Może i nie widuje ich zbyt często, ale gdy już jesteśmy wszyscy razem, nie mogę wyrwać się z ich uścisków.. Wciąż im powtarzam, że jestem już duża! Mam w końcu siedemnaście lat! Jednak dla nich będę zawsze małą dziewczynką..
    Nie jestem jak inni moi znajomi.. Oni to zwyczajne snoby! Jedynie Luis, czasem zachowuje się normalnie! Może dlatego traktują mnie z dystansem..? Dla nich jestem dziwna... A ja jestem po prostu sobą! Nie lubię udawać kogoś kim nie jestem! Porównuje ich do ludzi w maskach.. Każdy z nich ma taką.. A ja nie chcę taka być! Chcę czasem zrobić coś szalonego i niezwykłego! A nie chodzić tylko na imprezy dola snobów na których nawet tańczyć nie wolno! Mówią, że sprowadzam Luisa na ciemną stronę, bo często razem zemną robi wszystkim na przekór! Ja do niczego go nie zmuszam, on sam podejmuje decyzje.. Widocznie ma tego wszystkiego dość tak jak i ja!
   To mój mały świat, trochę nudny i czasem beznadziejny, ale tylko i wyłączni mój! To ja nadaje mu kształt i charakter, to jaki będzie.. zależy tylko odemknie! A kim jestem zapytacie?  Nazywam się Róża. Róża Samson.
_________________________________________________________________
Jeszcze raz przepraszam, że tak długo musiałaś czekać :(

24 października 2015

O matko! - imagin dla Naty Celeban

Hej!
  Sorry, że wczoraj nic nie wstawiłam, :( ale wróciłam późno i nie miałam siły już nic pisać ;( Na szczęsne dziś znalazłam czas na napisanie kolejnej części ;) już ostatniej... Mam nadzieje Naty, że podobał ci się cały cykl opowiadań ;)
Kolejna historia pojawi się chyba aż we wtorek,
będzie to imagin dedykowany Venney
PS.Przepraszam, że tak długo czekałaś aż zajmę się tobą :/
Miłego czytania
i pozdrawiam ;*
________________________________________
     Przegarnęłam palcami włosy, następnie zebrałam talerze po naleśnikach. Włożyłam je do zmywarki i udałam się na górę. Rzuciłam się na łóżko..
     W głowie miałam tylko Abrahama i te wszystkie chwile razem. Może nie było ich zbyt wiele, ale wszystkie były cudowne… Za każdym razem, gdy było mi źle, On mnie pocieszał.. Zawsze był ze mną gdy Go potrzebowałam..
     Uśmiechnęłam się sama do siebie.. Przed oczami stanęłam mi scena, gdy poznałam Abrahama…
,,- Ładnie śpiewasz. -  Stwierdził jakiś głos.
CO?! Otworzyłam oczy. Przede mną stał jakiś chłopak!
- O Boże! – wyrwało mi się.
Chłopak się zaśmiał.
- Jaki Boże… Abraham jestem. – powiedział i znów zacząć się śmiać.
Szybko wstałam z koca.
- Nie ładnie się tak do kogoś podkradać, wiesz?! – Wrzasnęłam po krótkiej chwili.
- Nie! – wybełkotał przez śmiech.
Z czego on się tak śmiej?! Wzięłam telefon i wyłączyłam muzykę. W wyświetlaczu zobaczyłam, że jestem czerwona, jak burak! W sumie nic dziwnego… Jeszcze nikt nie słyszał jak śpiewam! Nawet Max! A tu nagle staje jakiś obcy chłopak… Masakra…”
     Sądziłam, że to jakiś burak.. a tu proszę, takie zaskoczenie. Jednak pozory mylą… Abraham to naprawdę dobry przyjaciel. Opiekuje się mną i sprawia, że na nowo moje życie staje się pięknem.. Przyjaciel.. Przecież przyjaciel nie patrzył by na mnie w taki sposób.. poza tym przyjaciele się nie całują?! Nie TAK! O matko! Ja go kocham! A co jeśli ta dziewczyna o której mówił to ja? Czy On myśli, że ja nic do niego nie czuję?
   Chwyciłam za telefon i wybiegłam z domu. Jak najprędzej musiałam Go znaleźć… Dobrze wiem gdzie jest.
&&&
   Wbiegłam do budynku wytwórni.. Rozejrzałam się, nigdzie go nie było. Uśmiechnęłam się na widok, mojego ulubionego ochroniarza. On na pewno wiedział, gdzie mogę znaleźć Abrahama.
- Hej! – przywitałam się.
- Witaj. – uśmiechnął się.
- Mam pytanie.. Wiesz gdzie mogę znaleźć Abrahama? – zapytałam nieśmiało.
- Jasne, ja wiem wszystko! – odpowiedział dumnie – Jest w Sali dwadzieścia trzy.
- Dzięki!
    Pożegnałam się i szybkim krokiem udałam się pod pokój dwadzieścia trzy.
    Oczywiście Hugo się nie mylił, Abraham był w środku. Nie miałam odwagi przeszkodzić w próbie lub w tym co tam robili, więc grzecznie postanowiłam poczekać.
   Długo nie czekałam, Abraham wyszedł jakieś pięć minut po mim przyjściu tu. Uśmiechnęłam się na jego widok.
- Abraham możemy…
- Nie teraz. – przerwał mi i odszedł gdzieś.
   Miał dziwny wyraz twarzy… Coś musiało się stać. To nie był ,,mój” Abraham. Postanowiłam za nim wyjść.
   Abraham wyszedł z budynku i usiał na ławce przy niewielkim stawie i schował głowę w dłoniach.
   Był bardzo smutny.. A może zdenerwowany… Nie wiem.. Potrzebował mnie, tak jak ja wcześniej potrzebowałam jego.
   Podeszłam do niego i wzięłam go za ramię. Odwrócił się i spojrzał mi w oczy.
- W wcześniej ty mi pomogłeś, teraz moja kolej. – uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Chyba nie dasz rady mi pomóc.. – powiedział smutno.
- Daj mi szansę. – usiadłam obok i wzięłam go za rękę – Co się stało?
- Pamiętasz.. – zawahał się, ale kontynuował – jak mówiłem ci mojej byłej wytwórni? – kiwnęłam głową – Podpisałem z nimi kontrakt, jeszcze przed tym konfliktem i sądziłem, że  teraz bez problemu da się go zerwać… Niestety pomyliłem się. Mój prawnik obi co może, ale… - westchnął – to nie takie proste…
- To dlatego wyszedłeś tak bez słowa ode mnie?
- Tak, musiałem pilnie spotkać się z prawnikiem…
- A ja myślałam… - uśmiechnęłam się do siebie.
   Czyli jednak to nie przeze mnie wyszedł!
- Co myślałaś?
- Nie ważne… - spojrzałam mu w oczy – Jestem pena, że jakoś damy radę.
- My?
- Tak. – uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam.
    On odwzajemnił pocałunek.
- Kocham cię Abraham… - wyszeptałam.
- Ja ciebie też.. I cieszę się, że jesteś.
    Uśmiechnęłam się i znów go pocałowałam…

22 października 2015

,,Zachichotałam.." - imagin dla Naty Celeban

Cześć!
   Na początku pragnę podziękować wszystkim osobom, które komentują <i to pozytywnie!> ;) , moje wypociny! Naprawdę, to dzięki wam jeszcze ten blog funkcjonuje... :D Kiedy czytam wasze opinie, dosłownie skacze, ze szczęścia! Niezmiernie mi miło, że czytacie moje imaginy i czekacie na kolejne.. :D 
   A teraz, żeby dłużej nie trzymać was w niepewności, o to kolejna część imagina dedykowanego Naty ;) <Jednej z moich komentatorek ;*>
Pozdrawiam i
życzę miłego czytania ;*
___________________________
   Mama odsmażyła nam naleśniki, a następnie musiała pilnie wyjść. Ja i Abraham zostaliśmy sami w kuchni… I to nie był najlepszy pomysł…
- Czy ty nawet herbaty posłodzić nie umiesz? – zaczęłam się śmieć.
- To nie śmieszne! – naburmuszył się – Każdemu może się zdarzyć! – bronił się.
- Ciekawe, że tylko tomu się przydarza… - wybełkotałam, powstrzymując śmiech.
- Często się zdarza, że ktoś pomyli cukier z solą! – wciąż stawiał na swoim.
- Tak, owszem. – przyznałam – Tylko, że ty miałeś podpisane! – wskazałam palcem na słoiczki.
    To prawda, były identyczne, ale podpisane! Na jednym widniał napis: ,,sól”, a na drugim: ,,cukier”.
- Nie zauważyłem… - wymamrotał pod nosem.
- Czytać nie umiesz! – znów zaczęłam się z niego śmiać.
- A może ja lubię herbatę soloną?!
- Ta, jasne…. – zachichotałam.
    Abraham naburmuszył się, następnie zgarną swoją, posoloną herbatę i wyszedł. Na widok jego miny zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej.
- No nie obrażaj się. – powiedziałam siadając obok niego – Przepraszam. – dalej nic nie mówił – No nie złość się! – Chłopak nie zwracając na mnie uwagi, siorbał pomału swój trunek.
    Postawiłam swoją herbatę.
- I jak? – zapytałam po chwili ciszy.
    Przełkną łyk herbaty.
- Dobre.. – powiedział tylko.
- Akurat.. – prychnęłam – Widzę jak się krzywisz.
- Ja? No co ty, one jest… - zawahał się – wyśmienita!
   Wow, powiedział to z takim przekonaniem, że prawie mu uwierzyłam. Prawie..
- Skoro tak mówisz…. – sięgnęłam po swoją słodziutką herbatkę i siorbnęłam mały łyczek.
- A jak tam twoja? – zapytał.
- Słodziutka. – uśmiechnęłam się – Jak miodek! – dodałam po chwili.
- To fajnie.
- Tak.
    Dalej w milczeniu piliśmy nasze herbatki. Cały czas ukradkiem, spoglądałam na Abrahama. Sądził pewnie, że nie widzę  bo robił takie miny…. Starałam się tłumić śmiech.
- No nie męcz się już! – nie wytrzymałam w końcu i zabrałam mu szklankę.
- Co robisz?! – oburzył się.
- Przecież widzę te twoje miny! Ledwo przez gardło ci to przechodzi!
- Nie..
- Nie zaprzeczaj! – przerwałam mu.
- No dobra… To jest ohydne.. – przyznał w końcu.
- I co bolało? Mogłeś od razu się przyznać, a nie tak się męczyć. – poklepałam go po ramieniu.
- Wyszedłem bym na niezdarę…
- I tak wyszedłeś. – zachichotałam.
- Przynajmniej cię rozbawiłem.
   Zmienia taktykę?
- Czyli zrobiłeś to specjalnie? – uniosłam jednał brew.
- Jasne.. – powiedział automatycznie.
- Jakie to pomysłowe… - próbowałam zachować powagę.
- Prawda.
- O nie! – doznałam olśnienia i szybko pobiegłam do kuchni.
- Co się stało? – zapytał przejęty.
- Zapomnieliśmy o naleśnikach.. – powiedziała smutna – Teraz są zimne… I to twoja wina! – oskarżyłam go.
- Moja?!
- Tak, a raczej twojej solonej herbaty!
- Oj tom… - machnął ręką – Pewnie i tak są dobre. – Wziął ode mnie jeden z talerzy.
     Chłopak postawił go na stole i przyjrzał się mu. Po jego minie, stwierdziłam że myśli nad czymś, tylko nad czym? Nad naleśnikami… Abraham podrapał się w głowę i powiedział:
- Jak to się je?
   Zaczęłam się tak śmiać, że mało nie wypuściłam talerza…
- Nie no, wkręcasz mnie! – postawiłam naleśniki na stole.
   Abraham spojrzał na mnie z przerażoną miną.
- Nie…
   Kurczę mówi prawdę..
- Co ty nigdy nie jadłaś naleśników? – zapytałam zdziwiona.
- No jakoś nie było okazji…
- Ok, w takim razie przeprowadzę ci krótką lekcje! Co ty na to?
- Zaczynaj pani profesor! – polecił.
- No dobrze. Lekcja pierwsza. Dla kulturalnych. – podkreśliłam – Bierzesz widelec i nóż i kroisz. – pokazałam – A następnie do buzi. – zademonstrowałam, kiedy przełknęłam dodałam – Żadna filozofia.. – wzruszyłam ramionami.
- Faktycznie proste… - stwierdził i zrobił to samo.
- I jak smakuje?
- Pycha! – oblizał się.
- Widać..
- Co? – nie zrozumiał.
- Ubrudziłeś się czekoladą. – uśmiechnęłam się.
- Naprawdę?! – szybko chwycił swój telefon i się wytarł.
- No dobra, ale to jeszcze nie koniec lekcji! – ogłosiłam.
   Spojrzał na mnie pytająco.
- Teraz lekcja druga, dla leni…
- Dlaczego dla leni? – przerwał mi.
- Ćś… - uciszyłam go – Do wiesz się w swoim czasie… Na czym to ja.. A tak! Bierzesz naleśnika w rączki i do buzi! – ugryzłam kawałek naleśnika.
- Aaa.. Dlatego dla leni! Nie ma sztućców, które trzeba myć! – zauważył.
- Cieszy mnie to, iż załapałeś bez dodatkowych wyjaśnień. – wyszczerzyłam się do niego. – To którą opcje wybierasz?
- Hm… Chyba jednak tą numer dwa! – uśmiechnął się łobuzersko.
- To smacznego!
- Dziękuję i nawzajem.
- Dzięki…
     Zajęliśmy się pochłanianiem gofrów. Normalnie studnia bez dna! Wciągnął chyba ze cztery, przy czym ja zdołałam zjeść ledwo dwa! Ja nie wiem jakim cudem ten chłopak jest chudy jak patyk!
- Najlepsze naleśniki jakie jadłem! – powiedział odsuwając pusty talerz.
- Chyba jedyne.. – przypomniałam.
- Taki mały szczegół… - uśmiechnął się – Ooo czekaj bo masz ty coś…
- Co?
- Teraz to ty się ubrudziłaś… - zaśmiał się.
- Gdzie?
- Czekaj… -  przybliżył się do mnie.
   Wyją z pudełka chusteczkę i wytarł mi kącik ust. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Wisz… Masz bardzo ładne oczy..
- Dzięki..
    Odruchowo przysunęłam się bliżej. Nasze nosy prawie się stykały. 
    Jest taki cudowny.. Przy nim zapominam o wszystkich złych rzeczach. Dzięki niemu śmieje się prawie przez cały czas. Jest dla mnie naprawdę ważny. I patrzy na mnie w taki sposób.. Nikt inny na mnie tak nie patrzy.. A jeśli on coś do mnie czuje? Już raz mnie pocałował, więc czemu by nie spróbować…
   Już miałam go pocałować, gdy rozległ się dzwonek jego komórki. Momentalnie się odsunęłam i zagryzłam wargi. Abraham odebrał, a ja gestykulacją pokazałam mu żeby sobie nie przeszkadzał. Następnie wyszłam do pokoju obok. Prawdziwym powodem mojego wyjścia był fakty, iż na pewno byłam czerwona jak burak.
    Znajdowałam się  w pokoju gościnnym. Stoi tu wielka szafa z lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie… Miałam dobre przeczucie…
- Ale flopa… - wymamrotałam.
    Westchnęłam i spróbowałam pozbyć się rumieńców. Oddychałam spokojnie.. Wdech, wydech, wdech, wydech… I tak z dziesięć razy..
   Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, moja twarz nie była już taka czerwona. Odetchnęłam z ulgą. Mogę teraz wrócić do Abraham i spróbować wyjaśnić tą niezręczną sytuacje.. Być może nie będzie zbyt niezręcznie…
   Wróciłam do salonu. Miałam rację wcale nie było niezręcznie… Jak mogło by być inaczej, sokoro nikogo w salonie nie zastałam..
- Musiał wyjść, czy uciekł ode mnie? – to drugie wydawało mi się bardziej prawdo podobne.
    Przecież, gdyby musiał wyjść powiedział by.. A nie wymknął się bez słowa…
    Usiadłam na kanapie i schowałam głowę w dłoniach. Znów zostałam sama.

21 października 2015

Zakochany.. - imagin dla Naty Celeban

Heja, heja, ho!
   Wczoraj miałam małe komplikacje, ale dziś wszystko poszło gładko, no i jest! O to kolejna część imaginu dedykowanego i nie nie jest to ostatni część XD Jeszcze trochę się pomęczycie ;)
PS. Jeśli jeszcze nie przeczytaliście notki o nowej płycie Abrahama, znajdziecie je tu: KLIK
Miłego czytania
i dobranoc ;*
_________________________
     Przez całą ta durna sytuacje w parku, nie zauważyłam nawet, że nie mam przy sobie telefonu.
-Co ja zrobię? Gdzie on może być? - Zastanawiałam się chodząc w kółko.
   Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Hej. - w wejściu stał Abraham z moim telefonem.
    I znów stanęła mi przed oczami scena z parku…..
- Nie wzięłaś... Pomyślałem, że będziesz się denerwować, wiec.. Proszę. - wręczył mi telefon. - To ja już pójdę.
- Nie! Nie idź, proszę,... – wymamrotałam.
- Coś nie tak z twoim gardłem? - zaniepokoił się.
-To przez płacz. – Wyjaśniłam.
- Aha.. – Chłopak wszedł i zamknęłam drzwi.
- Jak się czujesz?
- Tak samo żele, jak przed godziną.
- Coś się spaliło? - zauważył.
- Tak, moje wspomnienia. - powiedziałam bez namiętnie.
   Chyba nie bardzo zrozumiał ale po mojej minie wywnioskował, że nie chcę o tym mówić.
   Usiedliśmy na kanapie. Nie płakałam już, jednak nie oznacz to, że zrobiło mi się lepiej... Podciągnęłam nogi pod brodę i schowałam w nie głowę... Chciała bym teraz przytulic się do Niego.. Nie mam jednak odwagi...
  Abraham siedział i patrzył się na mnie… Podniosłam głowę. Widać było, że mad czymś intensywnie myśli. Tylko nad czym?
- Mogę o coś spytać? - powiedział nagle.
- Pytaj..
- Kochasz go? – zapytał.
- Nie.. – wyszeptałam - Już nie... – odpowiedziałam kręcąc głową – Boli mnie to, że tak łatwo dałam się wkręcić! Jak, ja mogłam być taka głupia?! – ponownie schowałam twarz w nogach.
- Ci… - uspokajał mnie – Spokojnie, nie jesteś głupia… - obiją mnie ramieniem - Po prostu nieszczęśliwie się zakochałaś.. Czasem tak bywa, że osoba którą kochamy nie obdarza nas takim uczuciem, jakim chcieli byśmy żeby obdarzała....
- Co?
- Wiem to bez sensu...
- Nie.. - zdjęłam nogi z kanapy i odwróciłam się w stronę Abrahama. - Też nieszczęśliwie się zakochałeś?
- Nie tak tragicznie jak ty.... Ale jednak nieszczęśliwie.. - posmutniał.
- Przykro mi... - wzięłam go za rękę.
- Co tam ja.. - machną ręką - Teraz trzeba ciebie pocieszyć!
   Uśmiechnęłam się.
- Samo to, że jesteś, sprawia, że czuje się lepiej… - przyznałam.
   Abraham uśmiechnął się łobuzersko.
- Do usług.. – i pocałował mnie w rękę.
   Zachichotałam, chyba pierwszy raz dzisiaj… Niesamowite jak ten chłopak na mnie działa!
   W ciąż po głowie krążyło mi pytanie: W kim Abraham jest nieszczęśliwie zakochany? Kto by nie chciał się spotykać z tak cudownym i niesamowicie utalentowanym chłopakiem…
- Abraham, a czy teraz ja mogę o coś spytać? – niepewnie zwróciłam się do niego.
- Pewnie. – odpowiedział z uśmiechem.
- A kim…
- Wróciłam! – przerwał mi krzyk mamy, wchodzącej do domu. – O Abraham! – zdziwiła się – Witaj.
- Dzień dobry. – przywitał się.
- Hej mamo! – ucałowałam ją.
- Jadłaś obiad? – zapytała.
- Eee… - zaczęłam bełkotać.
- Wiedziałam! A prosiłam cię.. – westchnęła – No dobrze zaraz ci odgrzeje. Tobie też. – wskazała na chłopaka.
    Abraham tyko kiwnął głową.
   Mama poszła do kuchni a my znów zostaliśmy sami. No prawie.. Z kuchni było słychać i widać to co działo się w salonie…
- To o co chciałaś zapytać? – przypomniał.
- Nie ważne… - machnęłam ręką – A może czegoś się napijesz? – zaproponowałam.
- Z chęcią. – uśmiechnął się.
- To chodź.. – zgarnęłam go i poszliśmy do kuchni.

19 października 2015

Ból - imagin dla Naty Celeban

Hej!
 Tak jak obiecałam jeszcze dziś wstawiam kolejną część imaginu dedykowanego ;)
Mam nadzieję, że się spodoba ;*
+ Jagbyście chcieli przypomnieć sobie tłumaczenia piosenek Abrahama znajdziecie je w zakładce: Tłumaczenia
Pozdrawiam ;*
_______________________________
   Max zacisną ręce w pięści.
- Kochanie zostaw nas samych. - zwrócił się do Diany.
   Kiedyś do mnie tak mówił...
   Diana pokręciła głową, ale pod wpływem jego spojrzenia, zostawiła nas.
- Jaką prawdę? - zapytałam ponownie.
- Kocham Dianę... Spotykamy się już od dawna. – powiedział.
- Co?! Jak mogłeś… Ty.. – złapałam się za głowę.
- Nie  histeryzuj. – przerwał mi.
- Nie histeryzuj?! – prychnęłam – Ty mnie zdradzałeś?! Jak mogłeś?!
- Zakochałem się! – wykrzyczał mi prosto w tarzasz.
-  Jeszcze niedawno kochałeś mnie! – krzyknęłam.
- Nie! - zaczął -  Ciebie nie! Nigdy cię nie kochałem! Rozumiesz nigdy! - powiedział z kamienna twarzą - Chodziłem z tobą tylko dla tego, ze twój ojciec to mój trener i dzięki temu, bylem jego ulubionym zawodnikiem! - uśmiechnął się szyderco.
   W oczach pojawiły mi się łzy. Jak to? Co on mówi? Przecież to nie może być prawda..
- I czego ryczysz?! - warkną.
- Czemu jesteś taki okrutny? - łzy spływały mi po policzkach.
   Max prychną.
- Sama chciałaś prawdy. A o to ona?!
- Ale myślałam...
- Źle myślałaś! - przerwał mi - Przeklinam każdą sekundę, spędzoną z tobą! Już nie mogłem się doczekać, kiedy tylko się od ciebie uwolnię! Na szczęście napatoczył się ten frajer! Ha! To była świetna okazja, żeby się ciebie pozbyć! Ale, ty nie! Przykleiłaś się jak rzep do psiego ogona?! - westchną - Diana mnie prosiła żebym ci nie robił przykrości, więc nic nie mówiłem... Ale teraz.. Zrozum, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
- Max.. - wzięłam go za rękę.
- Nie! - odsunął się - Zostaw mnie! Ja nie wiem, co ten twój amant w tobie widzi.. Ni to ładna, ni mądra...
- Przestań! - błagam.
- Nie, to ty przestań w końcu mnie denerwować! Nawet nie wiesz, jak długo na to czekałem!
  Nie potrafiłam zatamować łez, to co mi powiedział było straszne... Jak mogłam spotykać się z takim potworem?!
  Płakałam, a on śmiał się. To było naprawdę podle.
- Nienawidzę cię! - niewytrzymała i walnęłam go, z całej siły w twarz.
  Max zawarczał i przestał się śmiać. Wyciągnął rękę by mi oddać. Już się zamachnął, gdy ktoś złapał go, gdy jego dłoń był już przy mojej twarz.
- Kobietę będziesz bil?! – warknął chłopak.
   Abraham..
- Nie wtrącaj się w cudze sprawy! - burkną na niego Max.
- Nie nauczyli, że kobiet się nie bije? - zapytał spokojnie.
- Słuchaj koleś, jeśli nie szukasz guza, to odczep się?! - zagroził.
- Abraham proszę... - wymamrotałam przez łzy.
- Aaa.. to ja już rozumiem, czemu cię tak broni. To jest ten twój amancik! - prychną - I co ty w niej widzisz? - zwrócił się do Abrahama.
- Dużo więcej niż ty! – powiedział przez zęby.
   To niebywale Max wyglądał jakby miał, zaraz wybuchnąć, natomiast Abraham to oaza spokoju...
   Max znów prychnął.
- Skoro tak ci się podoba, to se ja bierz! - Max spojrzał na mnie z pogarda i odszedł.
   Abraham chciał mu pewnie powiedzieć coś do słuchu, ale złapałam go za ramię kręcąc głową.
- W porządku? - zapytał podchodząc bliżej.
   Nic nie odpowiedział. Nie potrafiłam... Było mi tak wstyd.. Jak ja mogłam tego nie zauważyć?!
   Wciąż płakałam... Abraham, chyba coś do mnie mówił.. Widziałam jak jego warki się ruszają, ale nic nie słyszałam… Wciąż gapiłam się tempo w miejsce, dokąd odszedł Max...
- Naty?! Słyszysz mnie? - Abraham lekko mną potrząsną.
- Tak... – wyszeptałam z trudem.
- Nie przejmij się tym debilem. - próbował mnie pocieszyć.
- Nie przejmuj się.... - spojrzą na niego - Byłam z nim rok! Rozmierz rok!? Cały rok kłamstw?!
- Wiem, że ci trudno, ale..
- Ty nic nie wiesz! - przerwałam mu – Nie wiesz jak to jest, gdy osoba którą kochasz mówi ci takie rzeczy!? Gdy prosto w twarz oznajmia ci, że nigdy cię nie kochała!? – próbował mnie objąć, ale go odepchnęłam -  Abraham..  Zostaw mnie samą... Ja.. ja muszę pomyśleć.
- Na pewno?
- Tak!
    Abraham po mimo obaw spełnił moją prośbę.
    Gdy już zostałam sama, usiadłam na ławce i schowałam twarz w dłoniach. Przed oczami stanęła mi chwila gdy poznałam Maxa... Było to na treningu.. Poszłam odwiedzić tatę i przez przypadek wpadłam na niego.. Trafiło mnie jak grom z jasnego nieba... Było tak pięknie…
     Z oczu popłynęła mi kolejna fala łez... A tak go kochałam.. Właśnie kochałam! Czas przeszły!
     Wstałam i pewnym krokiem ruszyłam do domu.
***
     Weszłam do pokoju i rozejrzałam się. Zobaczyłam pełno naszych zdjęć... Wściekła rzuciłam się na nie. Prawie wszystkie porwałam na drobniusieńkie kawałeczki. Następnie zebrałam je w gromadkę i wyrzuciłam do kosza. Jedno zdjęcie zostało.. To było nasze pierwsze wspólne zdjęcie,  jako para... Na jego odwrocie widniał napis: ,,Naty i Max forever". Pamiętam, że napisałam to zaraz, po wydrukowaniu zdjęcia..
    Usiadłam na łóżko i przyjrzałam się zdjęciu. Byłam taka szczęśliwa… Po policzku spłynęła kolejna łza.. Szybko ją jednak wytarłam. Nie mogłam go tak po prostu  porwać..  Musiałam je spalić! Tak samo jak wszystkie wspomnienia z Nim związane! 
    Zaszłam na dół, wzięłam zapalniczkę i nacisnęłam guzik, pojawił się płomień. Nachyliłam do niego zdjęcie. Gdy zaczęło płonąć, poczułam jak na moich ustach maluje się uśmiech. Rozkoszowałam się widokiem palącej się głowy Maxa... Niestety nie było to jakieś wielkie zdjęcie, dlatego szybo spłonęło i moje szczęście nie trwało długo....
   Po tym całym zdarzeniu moja miłość do Maxa umarła.. Zostawiając tylko wstyd i ból…


18 października 2015

Szczęśliwy dzień? - imagin dla Naty Celeban

No hej!
 Niestety wcześniej, nie udało mi się znaleźć czasu na napinacie kolejnej części, :( dlatego jest tak późno :( Ale by wam to zrekompensować kolejna część pojawi się już jutro ;)
PS. Kto jeszcze nie brał udziału w ankiecie proszę by zagłosował ;)
Pozdrawiam i 
miłego czytania ;*
_________________________________
    Abraham pogłaskał mnie po głowie i ucałował w czoło. Sama nie wiedziałam co ja wyprawiam, ale przy nim czułam się dobrze.. Jego obecność sprawiała, że wszystko to co złe odpłynęło…
- Dziękuje - wybełkotałam przez łzy.
  Chłopak objął moja twarz dłońmi i przyjrzał mi się. Po jago minie wywnioskowałam, że wyglądam okropnie.
- Czy ty pró...
- Nie. - przerwałam mu. -Po prostu potknęłam się.
  Dobrze wiedziałam o co chciał zapytać. Wolałam jednak nie wspominać o przyczynie potknięcia.
    Chłopak westchną i odsuną się ode mnie.
- To moja wina prawda? - wbił wzrok w podłogę.
- Nie, to nie twoja wina. - wzięłam go za ramię - Po prostu ja wprowadziłam cię w błąd.
- Mogłaś powiedzieć że masz chłopaka... – odsunął się bardziej - Wtedy nigdy bym cię nie pocałował.
   Przełknęłam silne.
- Właściwie to już nie mam chłopaka.... -poinformowałam go - Próbowałam być z nim szczera.. A..a on ze.. – nie przeszło mi to przez gardło.
  Znów zaczęłam płakać. Niezdarnie usiadłam, a Abraham usiadł obok.
- Przykro mi... - wyszeptał, a potem dodał - Może jak z nim pogadam.. - zaproponował.
- Nie! - zaprotestowałam. - Proszę cię, nie wtrącaj się. To tylko pogorszy sprawę..
- Ok. - powiedział tylko.
***
   Gdy zjeżdżaliśmy na dół windą, nie odzywaliśmy się do siebie. Żadne z nas w sumie nie wiedziało co powiedzieć. To była jedna z najbardziej niezręcznych sytuacji w moim życiu...
   Stanęłam na przeciwko lustra. Wyglądałam okropnie.. Czerwone, podkrążone oczy i napuchnięte policzki, do tego jeszcze doszedł rozmazany makijaż... Normalnie jak zombie.. Jestem pewna, że przestraszyła bym nie jedno dziecko.... I jeszcze ta noga! To zdecydowanie najgorszy dzień ever!
   Abraham zauważył, że kuleje, więc pomógł mi zejść po schodkach na parter. Co prawda to tylko jakieś trzy niewielkie stopnie, ale wolałam nie ryzykować kolejnym upadkiem. Potem pożegnał się i o nic nie pytając poszedł. Rozdaliśmy się w dość pochmurnych nastrojach... Czyżby był na mnie zły? Użalam się nad sobą, a On.. Na pewno tez nie jest mu lekko..
- Gdzie ty się podziewałaś?! Wiesz co ja tu przechodziłam?! - z rozmyślne wyciągnął mnie krzyk mamy - Masz.. O matko?! - zamilkła - Dziecko drogie, co ci się stało? - tym razem jej głos, był ciepły i opiekuńczy.
- Zły dzień..
  Mama westchnęli i przytuliła mnie.
- Jak cię znam, nie chcesz o tym rozmawiać, prawda? - pokręciłam tylko głową - Co powiesz na późny obiad? - zapytała zupełnie z innej beczki.
- Brzmi świetnie.
  Mama uśmiechnęła się do mnie. Uwielbiałam ten jej uśmiech. Nikt inny nie miał takiego.. To jej taki specjalny uśmiech, przeznaczony tylko dla jej ukochanej córeczki..
***
   Następnego dnia nie poszłam do szkoły. Wyjątkowo mama pozwoliła mi, zrobić sobie wolne. Poza tym, w moim stanie i tak nic bym nie wyniosła z lekcji.. Co sutego, że ciałem była bym w szkole, kiedy mój duch byłby gdzie indziej...
  Sama nie wiem czemu ale już mniej bolało mnie, rozdanie z Maxem, moje myśli zaprzątało już coś innego... Abraham. Sposób jaki na mnie patrzy.... Max nigdy tak na mnie nie patrzył.  A Abraham.. Co ja wyprawiam?! Powinnam myśleć jak uratować mój związek z Maxem, a nie!
  Pobiegłam do szafy. Noga już przestała mnie boleć, więc nie musiałam się już nią przejmować. Chociaż jeden problem z głowy... Spojrzałam na ten bajer.. Załamka. Wsadziłam rękę pod stertę ubrań w poszukiwaniu ulubionej, błękitnej bluzki z krótkim rękawem.. Po jakichś pięciu minutach w końcu znalazłam ja!
- Alleluja! - wrzasnęłam uradowana.
  Musiałam wyglądać naprawdę ślicznie!
- Co mogę do niej włożyć? - zapytałam sama siebie.
   W oko wpadła mi nowa spódnica od mamy. Była granatowa i lekko przedłużana z tylu. Pasowała idealnie!  Do tego biały pasek i srebrne baleriny na małej koturnie.
     Po ubraniu się, przyszedł czas na włosy! Układały się w miarę.. Potraktowałam je odżywką, a grzywkę lekko podkręciłam, resztę postanowiłam zostawić
nietknięte. Max lubił mnie w rozpuszczonych włosach.
  Jeszcze tylko makijaż i gotowe! Wyjątkowo kreski nad oczami, wyszły mi identyczne! Trochę tuszu... Różowa pomadka na usta i gotowe! Nie lubiłam nakładać na siebie zbyt dużo tapety...
   Chwyciłam za telefon. Punkt 16. Max już wyszedł z treningu! Włożyłam telefon do szarej torebki i wyszłam z domu.
   Udałam się do parku, mając nadzieje, że Go tam znajdę. Jak na razie wszystko szło świetnie. Kto wie, może to będzie mój szczęśliwy dzień!
***
  Idąc główną aleją, usłyszałam śmiech Maxa. Uśmiechnęłam się i rozsyłam w kierunku dochodzącego odgłosu..
    Mina mi zrzedła gdy zobaczyłam go w objęciach wczorajszej blondyny.
- Widzę, że szybko się pocieszyłaś?!- wrzasnęłam.
- Naty?! - chłopak szybko odsuną się od dziewczyny.
    Ta z niezadowoleniem uderzyła go w ramię. On jednak nie zwrócił na to uwagi.
- To nie tak! - zaczął się tłumaczyć - Bo to...
- Oj daj spój! - wtrąciła się blondyna - Nie jesteście już razem! Możesz jej chyba powiedzieć o Nas! - podkreśliła ostatnie słowo - Poza tym on chyba zasługuje...
- Zamknij się Diana! - warkną Max.
- Na co zasługuje? - darzyłam.
- Nie warz..
- Na prawdę. - Przerwała mu Diana.
- Co? Nic nie rozumiem?!
   Diana spojrzała gniewnie na Maxa.
- Dobra chcesz prawdy?! To ją dostaniesz!

16 października 2015

Teledysk

Hej!
Dziś pojawił się teledysk do nowej piosenki: Old Szchool :D i już zyskał ponad 4000 wyświetleń ;) o by tak dalej! :D
Mi bardzo się podoba, a wam? A oto on:

    A tu macie tłumaczenie tej piosenki:

Chodź tu, uh
Cześć, słuchaj dziewczyno
Mam małą niespodziankę
dla ciebie jak
uh, ah kochanie jak
uh, ah kochanie

Bądź gotowa o 8 wieczorem
Podrywam Cię
Będziesz jak
uh, ah kochanie jak
uh, ah kochanie

Trzymam Ci drzwi otwarte
Tak
Kupuję Ci kwiaty
Właśnie tak
Będę perfekcyjnym
Dżentelmenem
Yeeeaaah!

Ponieważ Chcę przetańczyć
z Tobą całą noc
Zróbmy to boogie disco
Chodź tu, chodźmy boogie dzisiaj wieczorem
I dziewczyno nie bądź nieśmiała
Zróbmy to boogie disco
Chodź tu, chodźmy boogie dzisiaj wieczorem

{Kiedy robimy to
Old school,
old, old school
Robimy to
Old school, dzisiaj wieczorem} x2

Cześć, słuchaj dziewczyno
Mam małą niespodziankę
dla ciebie jak
uh, ah kochanie jak
uh, ah kochanie

Bądź gotowa o 8 wieczorem
Podrywam Cię
Będziesz jak
uh, ah kochanie jak
uh, ah kochanie

Trzymam Ci drzwi otwarte
Tak
Kupuję Ci kwiaty
Właśnie tak
Będę perfekcyjnym
Dżentelmenem
Yeeeaaah!

Ponieważ Chcę przetańczyć
z Tobą całą noc
Zróbmy to boogie disco
Chodź tu, chodźmy boogie dzisiaj wieczorem
I dziewczyno nie bądź nieśmiała
Zróbmy to boogie disco
Chodź tu, chodźmy boogie dzisiaj wieczorem

{Kiedy robimy to
Old school,
old, old school
Robimy to
Old school, dzisiaj wieczorem} x3

Więc, wszyscy wy leniwi chłopcy
Dookoła świata
Przyśpieszmy to
Ponieważ ty wiesz
Jak leczyć ich, dziewczyny
{Nie bądźcie włóczęgami
bądźcie najlepsze
Wy potraficie} x2

Dostać się do miłości
Dostać się do miłości

{Nie bądź alfonsem
bądź dżentelmenem} x2

Ponieważ Chcę przetańczyć
z Tobą całą noc
Zróbmy to boogie disco
Chodź tu, chodźmy boogie dzisiaj wieczorem
I dziewczyno nie bądź nieśmiała
Zróbmy to boogie disco
Chodź tu, chodźmy boogie dzisiaj wieczorem

{Kiedy robimy to
Old school,
old, old school
Robimy to
Old school, dzisiaj wieczorem} x2 
Nie wiem jak wy, ale po przetłumaczeniu tej piosenki stwierdziłam, że lepiej ona brzmi po angielsku XD i po polsku jest.... trochę bez sensu XD A jakie jest wasze zdanie?
+ Postaram się nową część  imagina dodać jutro ;) <nic jednak nie obiecuje> ;)
oraz zachęcam do głosowania w ankietach ;* 
Pozdrawiam i miłego weekendu ;*

14 października 2015

,,Wszystko szło źle.." - imagin dla Naty Celeban

Heej!
Przepraszam, że dopiero dziś, ale wczoraj miałam małe zamieszanie z pracą domową XD i wypadłam z rytmu.. :( Nawet porządnego zdania nie potrafiłam sklecić... :/Ah.. Nieszczęście dziś się zebrałam i wyszło mi to chyba nawet nieźle.. ;D Trochę krótkie, ale obiecuję, że następna część będzie dłuższa.. ;)
Jeszcze nie wiem kiedy się pojawi kolejna część, bo zaczną mi się długi weekend i jadę do domu. Niestety nie będę mogła wsiąść ze sobą laptopa, :( dlatego będę musiała liczyć na to, że braciszek udostępni mi swój kumoter, :/ jeśli nie zrobi tego dobrowolnie XD będę musiała o niego walczyć!
Nie martwcie się ;) na pewno do niedzieli
kolejna część będzie już na blogu ;)
Miłego czytania
i
miłej nocki ;*
__________________________
   Nie miałam siły wstać. Po prostu leżałam i płakałam….. Próbowałam powstrzymać łzy, lecz nie potrafiłam. Wciąż spływały mi po policzkach. Nie opierałam się dłużej… Musiałam się wypłakać.. Wypłakać to co ciążyło mi na sercu, może przez to zrobi mi się lepiej...
   Przecież to tylko niewinny pocałunek… Może jak jeszcze raz porozmawiam, szczerze, od serca z Maxem to się pogodzimy…? Może jeszcze nie wszystko stracone…
    Zakryłam twarz dłońmi. Leżałam tak przez jakiś czas..
- Dość! – napomniałam się.
    Przetarłam oczy i po mały zaczęłam wstawać.
- Ałć! – pisnęłam, gdy tylko ustałam na lewej nodze.
  Ponownie opadłam na ziemię. Spróbowałam podnieść się, jeszcze raz. Niestety kolejny raz poczułam okropny bul w kostce. Usiadłam i podgięłam nogawkę spodni. Obejrzałam kostkę.
- Nie jest spuchnięta – oceniłam.
   Wydedukowałam , iż kostka nie jest skręcona, a lekko zbita. Oczywiście nie jestem lekarzem, więc nie mogłam potwierdzić tej tezy. Poprawiłam nogawkę i jeszcze raz spróbowałam powstać. Tym razem wsparłam się prawą nogą. Pomału unosiłam się ku górze. Na moje szczęście rosło obok drzewko, więc mogłam się o nie oprzeć. Delikatnie postawiłam lewą nogę. Tym razem nie poczułam bólu. Odetchnęłam z ulgą..
   Przez sytuację z nogą na chwilę zapomniałam o bólu złamanego serca.. Ale tylko na chwilę.. Łzy znów napłynęły mi do oczu. Postarałam się jednak nie płakać. Bądź silna!
   Rozejrzałam się wokoło. Anie jednej osoby, która mogła by mi pomóc… Może jednak  to dobrze… Nikt przynajmniej nie widzi mnie w tym stanie…
    Zacisnęłam zęby i stanęłam na lewej nodze robiąc jednocześnie krok do przodu. Przeszył mnie ból, ale nie tak silny jak wcześniejszy… Poza tym nic nie boli bardziej, jak złamane serce.. Robiąc małe ostrożne kroczki, pokuśtykałam w stronę wytwórni.
   Unikając konfrontacji z kimkolwiek weszłam od tyłu, a później niepostrzeżenie doczłapałam się do windy. Na szczęście <a to nowość> winda działała. Drzwi się otworzyły i weszłam do środka. Wjechałam na ostatnie piętro, czyli na dach. Odetchnęłam świeżym powietrzem i pomału podeszłam do okienka, gdzie leżał mój kocyk. Dobrze, że ból nogi coraz mniej mi dokuczał… Rozpostarłam kocyk w najmniej widocznym miejscu. Usiadłam i zwinęłam się w kłębek. Następnie zamknęłam oczy…
  Pouczyłam zimny powiew powietrza. Otworzyłam oczy.. Chyba spałam… Podniosłam się i wyjęłam z kieszeni komórkę. Niestety bateria była rozładowana.
- Super…
   Podciągnęłam nogi pod brodę i oparłam się o wentylację. Patrzyłam się gdzieś w odległy punkt. Nie miałam ochoty Tam wracać… Wszystko szło źle.. i nic już nie miało sensu.
- Ogarnij się! – krzyknęłam nagle na siebie.
   Wzięłam wdech… Przecież nie mogę się tu wiecznie chować.. Mama na pewno się martwi. Dla pewności przetarłam jeszcze raz oczy i wstałam. Z uwagi na wciąż dającą o sobie znać nogę, byłam bardzo ostrożne.
   Usłyszałam jakiś niepokojący dźwięk. Podeszłam do krawędzi dachu, w oddali zauważyłam coś dziwnego. Wychyliłam się, by móc To lepiej zobaczyć.. Zapomniałam się i stanęłam na doskwierającej mi lewej nodze. Straciłam równowagę i poleciałam do przodu.
- Uważaj! – krzyknął Abraham.
    Złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie.
- Co ty próbowałaś zrobić? – zapytał z przerażeniem w głosie.
   Jestem w szoku.. Jeszcze chwila i wypadła bym… A teraz, Abraham trzyma mnie w ramionach. Cała się trzęsę. Mówi coś do mnie, lecz szok jest zbyt duży… Widzę, że jego usta się ruszają, ale nic nie słyszę..
  Spojrzałam na jego twarz. Był przerażony.. Wtedy coś we mnie pękło.. Wtuliłam się w niego i zaczęłam, głośno płakać…