20 lutego 2016

Ironia losu... - dedyk dla Wiktorii Drews

- To nie dziewczyna, tylko żmija! – powiedział przez zęby – A ty…. – westchnął – Ty ją już poznałeś to Ángela……………
- Co?!?! – wrzasnąłem tak głośno, że cały korytarz się na mnie popatrzył.
    Zgarnąłem Federica w kąt, tak by przestali się gapić.
- To nie możliwe. – szepnąłem.
- Owszem! – odparł – Proszę cię.. Nie zauważyłeś tego wyrachowanego spojrzenia?
- Nie! – skłamałem – On nie jest tak!
- Znasz ją dzień! Skąd możesz wiedzieć jaka jest?!
    Zwątpiłem… A może to prawda. W końcu parę razy przy mnie zachowała się nieodpowiednio… Ale to nie oznacza, że…
- Po prostu zazdrościsz mi!
    Federico pokręcił głową.
- Nie chcesz to mi nie wież… - powiedział i chciał odejść, ale mu przeszkodziłem.
- Wierzę ci. – powiedziałem, a po chwili dodałem - Nie chcę stracić przyjaciela.
- Nie mogę zabronić ci spotykać się z nią. – westchnął – Uważaj na nią.
- A może się zmieniła? W końcu każdy ma prawo do zmiany.
- Każdy, ale nie ona. Zrozum to czyste zło, zamknięte w piękniej postaci.
- Taa… Ładna to ona jest… - rozmarzyłem się.
- Abraham! – walnął mnie w ramie.
-Sorry. Jeśli ci to przeszkadza to nie…

- Nie, nie przeszkadza mi to. – przerwał mi – Skoro wierzysz, że się zmieniła lub zmieni to życzę ci powiedzenia.
- Naprawdę nie będziesz miał z tym problemu? – zapytałem dla pewności.
- Spoko, teraz ONA jest dla mnie tylko żmiją. Ostrzegłem cię, bo nie chcę, żeby z tobą pogrywała.
- O to się nie musisz martwić! – poklepałem go po ramieniu – Mną się nie pogrywa! – zaśmiałem się. – Ej a tak właściwie to gdzie ona jest? – zapytałem rozglądając się.
- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to.
- Na lekcji siedziałem z tobą, więc jej nie było… - podrapałem się po brodzie.
     Zadzwonił dzwonek, więc zostaliśmy zmuszeni iść na biologię.
   Pani z biologii okazała się być bardzo miła.  Przywitała mnie, a potem zapoznała z pracownią biologiczną oraz z jej zasadami. Na szczęście zasad nie było zbyt dużo. Potem zadała mi perę pytań biologicznych. Odpowiedziałem na wszystkie dobrze, a kiedy odetchnąłem, okazało się, że muszę napisać jeszcze jakiś test. Super… Nie ma to jak test z całego półrocza… Usiadłem na końcu a pani dała mi kartkę A4 z dwudziestoma zadaniami. Przyjrzałem się im. Hmm… Nie były takie trudne. Uf… Spojrzałem na zegarek, zostało mi dwadzieścia minut do końca lekcji. Wyrobię się!
   Gdy zadzwonił dzwonek, kończyłem ostatnie zadanie. Dumnie wstałem z ławki i zaniosłem pani prace.
- Proszę. – położyłem kartkę na biurko.
    Pani spojrzała na nią.
- Hmm.. Na oko wszystko dobrze, ale jutro powiem ci dokładniej. – uśmiechnęła się.
- Dobrze, proszę pani. – również się uśmiechnąłem do niej i wyszedłem z klasy.
- Lubi cię. – powiedział Fede, gdy do niego podszedłem.
- Kto? – zdziwiłem się.
- Pani z biologii.
- Aaaa… I co z tego?
- To, że nie dla wszystkich jest taka milutka.
- To może dla tego, że jestem sławny.
    Fede prychną.
- Nie… Ona na to nie zwraca uwagi. – przyjrzał się mi – Zwęszyła, że jesteś kujon. Dlatego tak cię polubiła.
- Ja?! O nie….
- Tak! Odpowiedziałeś na jej wszystkie pytania!
- Bo były łatwe.
- Gościu, ona cię pytała z tematów, których jeszcze nie mieliśmy!
- Co?!
- Nooo.. Do tej pory tylko Wiki odpowiedział na wszystkie jej pytania.
- Czyli jednak to prawda… - zauważyłem.
- Co?
- Ángela mówiła…
- Nie chcę słuchać o tym skunksie! – przerwał mi – Moje uszy tego nie zniosą. – zaśmiał się.
- Spoko…
    Kolejny dzwonek i musieliśmy iść na hiszpański.
    Fede, miał już z kim siedzieć, więc musiałem usiąść sam. Właściwie to nie musiałem siedzieć sam, bo gdy tylko dziewczyny dowiedziały się, że nie mam z kim siedzieć, od razu oferowały miejsce. Jednak wolałem nie ryzykować. Dlatego usiadłem sam, też przy biurku pani.
    Nagle do Sali wbiegła zdyszana Wiki. Znowu spóźniona i tym razem nie przez mnie… Uśmiechnąłem się pod nosem. Dziewczyna rozejrzała się po sali, a później zmarszczyła czoło. Ciekawe co się stało. Również rozejrzałem się. O nie! Nie było wolnych miejsc i dziewczyna musiał… musiała usiąść ze mną! Eh… Ale chwila?! Czemu ona tak zareagowała?! Powinna skakać z radości! Każda w tej klasie marzy by ze mną usiąść, a ona mi się tu krzywi?!
    Wiki usiadła i w tym samym monecie weszła pani. Przywitaliśmy się z panią i zaczęła się lekcja. Kiedy pani nie patrzyła szepnąłem do Wiki.
- Hej. – dziewczyna obróciła głowę się w moją stronę.
- Co? – zapytała szepcząc.
- Wiesz… Chciałbym cię przeprosić za wczoraj.
- Nic się nie stało. – powiedziała lodowatym tonem i obróciła się w stronę tablicy.
    Ok… Dziwna jest. Mam nadzieję, że więcej nie będę zmuszony siedzieć z nią.
    Reszta lekcji miała nam  w ciszy, słuchając naszej pani. Czytała nam… Właściwie nie wiem co bo nic nie zrozumiałem… Siedziałem tylko i udawałem, że wiem o co chodzi. Gdy zadzwonił dzwonek, chcieliśmy wychodzić, ale pani nas powstrzymała.
- Jeszcze jedno. Przypominam wam, że u mnie co lekcję siedzi się na tym samym miejscu! – powiedziała.
    CO?!? I to się nazywa ironia losu…

2 komentarze:

  1. Nie no jaki mega rozdział super dobrze, że Fede ostrzegł Abiego przed tą żmiją Ángelą. Abraham starał się mnie przeprosić a ja mu niby wybaczyłam a jednocześnie chłodna dla niego byłam super. KC cudeńko czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna część <3 Jak z resztą każda!
    Wiedziałam, że z tą Angelą jest coś nie tak! Zwykła idiotka i tyle xD
    Mam nadzieję, że Abriś w porę to zrozumie i odsunie się od niej... Przebywanie w towarzystwie kogoś takiego może mu zaszkodzić...
    Idę czytać kolejną część! <3
    Baj! :3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wasze komentarze ;)