20 listopada 2015

,,Kocham cię!" - imagin dla Venney

Hej!
Przepraszam, że tyle musieliście czekać na imagiena :( Niestety ten tydzień miałam strasznie zawalony nauką :( Naszczypie jest już weekend :D i mogę spokojnie odsapnąć i napisać coś ;)
Mam nadzieje, że się spodoba ;)
PS. Przypominam o trwającym konkursie ;) Konkurs
Pozdrawiam i miłego czytania ;*
_____________________________________________

          *Róża*

    Wbiegłam do domu, trzaskając drzwiami i pobiegłam na górę. Psa zaprowadziłam do jego pokoju a sama zamknęłam się w pokoju.
- Czemu…. – wyszeptałam, rzucając się na łóżko – Czemu to nie może być takie proste..
    Dlaczego zawsze zdarzy się coś nieoczekiwanego.. Nagły zwrot akcji, który rujnuje wszystko, co do tej pory było ładnie poukładane. Ok, może nie byłam mega szczęśliwa, ale Luis zawsze był  i opiekował się mną… Kiedy go potrzebowałam, zawsze mnie wspierał.. Mimo wszystko nie potrafiłam go pokochać. Dlaczego? Zjawił się taki Abraham i.. I od razu coś do niego czuje.. Czemu to życie jest takie skomplikowane? Czemu nie ma jakiejś instrukcji posługi, która podpowiadał by co i jak robić? Życie było by wtedy dużo prostsze….
     Moje myśli zakłócił brzęk telefonu. Spojrzałam na wyświetlać. Dzwoni Luis. Odruchowo, odrzuciłam połączenie. Kiedy zablokowałam telefon ujrzałam swoje odbicie i łzy spływające po policzkach.
    Płakałam.. Może to dobrze? Człowiek potrzebuje czasem się wypłakać.. Zamknęłam oczy, przytuliłam się do poduszki i płakałam… Bo co innego mi pozostało?

          *Abraham*

    Stałem jak ten słup soli, nie mogłem się ruszyć. Patrzyłem jak Róża biegnie, przed siebie…. Postawiłem wszystko na jedną kartę.. i przegrałem. Sądziłem, że Ona coś do mnie czuje.. Najwyraźniej pomyliłem się. Nie wszystko idzie tak jak sobie zaplanujemy.
    Poczułem wibracje w kieszeni i wtedy się poruszyłem. Wyjąłem komórkę i odebrałem.
- Halo?
- Abraham! – krzyknął ktoś do słuchawki – Gdzie ty? Znów zapomniałeś o próbie?
- Co jakiej próbie…
    Osoba dzwoniąca westchnęła.
- Halo?! Tu Iga? Jest tam kto?!
   Otrzeźwiałem.
- Iga? Próba? O rany już lecę! – pożegnałem się i pobiegłem prosto do Sali prób.
    Zwykle potrafię na próbie zapomnieć o wszystkim i zając się tylko, i wyłącznie muzyką. Tym razem jest inaczej.. Nie potrafię się skupić, ciągle mylę kroki i najgorsze… fałszuje! A to ostatnie nigdy w życiu, jeszcze mi się nie przydarzyło. Jeszcze żadna dziewczyna nie zawróciła mi tak w głowie..
- Co się dziej? – zapytała zaniepokojona Iga.
- Nic..
   Uniosła jedną brew.
- Nie urodziłam się wczoraj Abraham.. Mów co się dzieje. – poleciła.
    Westchnąłem.
- Bo..
- Ja wiem co się dzieje! – przerwał mi Ben. – O nią chodzi! – rzucił mi gazetę.
    Pierwszy raz ją widzę. Zerknąłem na okładkę.. O nie!
- Nowa dziewczyna… Czyżby nasz młody piosenkarz, spotykał się już z zajętą dziewczyną? A może o niczym nie wie? Czyżby szykował się skandal?  - Iga, przeczytała tekst z pierwszej strony.
    Na okładce widać było zdjęcie, na którym całuje się z Różą! Nie, czy ci dziennikarze, nie dadzą mi spokoju?! Co ich to obchodzi! Róża, jeszcze pomyśli, że to moja wina!
- To prawda? – zapytał Ben.
- Nie! – zaprzeczyłem – Nie całowaliśmy się, to tylko tak wygląda! – wyjaśniłem.
- Przecież widać, że stoicie blisko siebie i..
- Nie! – przerwałem Idze – Wycofała się w ostatniej chwili… - powiedziałem smutnym głosem.
- Ach czyli nie zdradza swojego chłopaka? – zapytał Ben.
- Ona nie… - olśniło mnie – Muszę już iść! – krzyknąłem i wybiegłem z próby.
    Jej słowa! ,, Nie mogę”..  Czyżby naprawdę miała chłopaka? W takim razie, po co była ta szopka? A może źle zinterpretowałem jej zachowanie…?

          *Róża*

    Usłyszałem otwierające się drzwi , dlatego otworzyłem jedne oko. Kątem oka dostrzegłam..
- Abraham! – krzyknęłam zrywając się na równe nogi – Co.. Jak tu trafiłeś? – zapytałam zdziwiona jego obecnością.
    Chłopak zaśmiał się.
- Przyprowadziła mnie tu, moja miłość do ciebie. – wyjaśnił z łobuzerskim i jakże uroczy uśmiechem.
- Abraham.. – zaczęłam, ale mi przerwał.
- Wiem. Czemu nie powiedziałaś, że masz chłopaka? – jego uśmiech odpłynął w dal…
- Nie sądziłam, że się w tobie tak bardzo zakocham. – przyznałam się w końcu – Uwierz mi, że chcę być z tobą. – chwyciłam go za rękę.
 - Czy aby na pewno? – zapytał robiąc krok do tyłu.
- Tak! Jestem tego pewna. – zbliżyłam się do niego.
   Spojrzał mi w oczy.
- A co z Luisem?
- Skąd znasz jego imię? – zapytałam zdziwiona.
   Nie odpowiedział na moje pytanie.
- To się nie uda.. – powiedział po krótkiej chwili i wyszedł.
- Abraham, kocham cię! – krzyknęłam z całej siły.

15 listopada 2015

,,Girlfriend" - imagin dla Venney

Hej ;)
  Nie przedłużając o to kolejny imagin ;)
__________________________________________

          *Abraham*

- Co tam u rodziców? – spytał Tony.
- A dobrze. – odpowiedziała z uśmiechem – Firma taty prosperuje coraz lepiej. A jak tam z twoją ,,firmą” – palcami zakreśliła cudzysłów przy ostatnim wyrazie.
    Tony roześmiał się.
- Też prosperuje! – powiedział i zaczęli się śmieć.
    Nie no mam tego dość, zachowują się, jakby mnie tu nie było!
- Eeee ..  wybaczcie, że wam przerywam.. – zacząłem – Ale czy wy się znacie?! – zapytałem.
- Tak. – odpowiedzieli chórem.
- Skąd?
- Tony występował kiedyś na jednym z bankietów charytatywnych mojego taty. – wyjaśniła Róża.
- Właśnie… - dodał swoje trzy grosze Tony.
- Aha.. –uśmiechnąłem się głupio – Tony, braciszku mogę cię prosić na moment? – nie czekając na odpowiedzieć szarpnąłem go za rękaw i poprowadziłem do pokoju obok.
- Co?
- Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że Ją znasz?! – wyszeptałem.
- Nie wiem działem, że ty też ją znasz.
- Bo nie znam.. Znaczy znam.. Poznałem ją wczoraj.  – wyjaśniłem.
- Pewnie zawróciła ci w głowie  co? – zapytał śmiejąc się.
- Ciszej! Bo cię usłyszy! – zganiłem go.
- Ok.. Spoko, nie stresuj się tak..
- Nie stresuj się?! Wiesz ile ja przeszedłem? – złapałem się za głowę – Musiałem się męczyć z kupą, wkurzającego futra, żeby Ją znów spotkać! – mówiłem półgłosem.
- Kupą… - zaśmiał się.
   Posłałem mu gniewne spojrzenie.
- Spoważniej! – upomniałem go – Kto jest tu starzy i odpowiedzialny?
- Chyba żaden z nas… - stwierdził.
- Ta.. Masz racje.
- Sorry, że przerywam konwersację braterską, ale muszę już iść. – usłyszeliśmy nagle głos Róży.
- Może cię odprowadzić? – zaproponowałem.
- Nie dzięki.

          *Róża*

    Abraham jest naprawdę fajny… Tak bym chciała, żeby mnie odprowadził… Jednak nie mogę się na to zgodzić. Boję się, że to zabranie za daleko. Przecież ja mam chłopaka! Może i go nie kocham, ale nie chcę łamać serca Luisowi, nie mogę…
    Poczułam pod prawą ręką, futro psa. Spojrzałam w prawo. Obok stał Fifi i machał ogonkiem. Psiak spojrzał na mnie i przekręcił łepek. Chciał ode mnie czegoś… I wiem czego…
- Nie mogę Fifi… - szepnęłam do niego gdy zapinałam mu smycz.
    A tak ogóle to jakim cudem on się z niej zerwał? A pomyśle nad tym później…
    Fifi szczeknął i podszedł do Abrahama. Zdrajca….
- Co piesku? – Abraham poczochrał go po głowie.
- Fifi! – krzyknął radośnie Tony i zaczął głaskać psa.
    Pokręciłam głową.
- Rozpieścicie mi go.
- To co? – wyszczerzył się Tony.
- To, że będę się musiał z nim męczyć.
- No dobra.. – zrezygnowany wstał – Widzisz jaką masz złą panią? Nawet nie pozwala cię głaskać.
- Nie jest taka zał. – Abraham uśmiechnął się do mnie.
   Odwzajemniłam jego uśmiech.
- Dzięki Abraham. Dobra, chodź Fifi uciekamy. – Chciałam wziąć smycz, ale nie pozwolił mi. – Fifi! – zganiłam go.
    Co ten pies wyprawia? O nie.. Podszedł do Abrahama i dał mu swoją smycz! Kiedy on się tego nauczył? Z każdym dniem, mnie coraz bardziej zaskakuje..
- Jednak muszę iść z wami. – chłopak uśmiechną się łobuzersko – Nie mogę odmówić kumplowi. – wziął smycz.
- No nie możesz…
    Abraham wziął kurtkę i wyszliśmy z domu. Nie powiem, cieszę się, że jednak z nami idzie. Mimo wszystko mam złe przeczucia…
- Wiec jak długo znasz Tony’ego? – zapytał nagle.
- Nie wiem… może jakieś dwa lata… Ale ostatni raz spotkałam go około dwóch miesięcy temu.
- Aha..
- Często opowiadał o tobie.
- Co? – zapytał z przerażeniem w oczach.
- Spokojnie, cały czas wspominał o tobie w pozytywny sposób. – uspokoiłam go.
- A dokładniej? – drążył.
- Mówiła, że jesteś szalony, ale i poważny… że masz wielki talent muzyczny.. i taki różane..
- Róża? – zatrzymał mnie.
- Tak?
- Wtedy w parku, jak mnie rozpoznałaś?
- Tony często pokazywał  wasze zdjęcia. Szczerze mówiąc nie byłam pewna czy to ty i strzelałam w ciemno. – przyznałam.
    Po co, on o to pyta? Do czego zmierza.. Ah.. Jak ja go nie rozumiem.
- A słyszałaś kiedyś moją piosenkę? – zapytał po chwili.
    Ponownie ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Nie, Tony nigdy nie miał jak pokazać mi twojego, ponoć ogromnego talentu.  – uśmiechnęłam się.
- Chcesz zobaczyć mój talent? – zaproponował.
- Teraz? – zdziwiłam się.
- A czemu nie?
    Jeju on naprawdę to zrobił zaczął śpiewać!
- Con ella puedo reír, soy el más feliz, del universo. Cuando ella no está, no puedo pensar, no me puedo concentrar and sometimes i lose my mind.
     Jeju... Jeju.. Jeju… Jak on bosko śpiewa.. I to jego spojrzenie.
- Tony miał rację.  Naprawdę jesteś dobry.
    Abraham uśmiechnął się.
- Bez przesady… - przeczesał włosy palcami.
- Jaka to piosenka?
- Girlfriend, a raczej jej niewielki fragment.
- Fajna.
- Jak chcesz mogę, dla ciebie zaśpiewać całość?
    Zaśmiewać dla mnie… Jasne.. Co? Nie! Ocknij się! Nie wolno ci się zakochać! Nie wolno!
- Wiesz… Ałć! – przerwałam, bo coś wpadło mi do oka.
    Zaczęłam gwałtownie trzeć się, po oku,  a smycz wypadłą mi z ręki.
- Co się stało? – zaniepokoił się chłopak.
- Coś w padło mi do oka..
- Pokarz. – złapał mnie za rękę i spojrzał na oko. – Spróbuj otworzyć ja. - pomału wykonałam jego prośbę, Abraham wyją chusteczkę i przetarł mi oko – I wyszło. – powiedział dumnie.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się.
- Czekaj…
- Co ty robisz?
    Abraham nie odpowiedział, wziął drugą chusteczkę i przetarł nią mi policzek.
- Popłakała się. – wyjaśnił.
    Uśmiechnęłam się nieśmiało. Ojeju… Chyba wpadłam jak kamień w wodę….
    Abraham wciąż, trzymał mnie za rękę i patrzył w oczy.. Poczułam jak serce bije mi coraz mocniej. Mam wrażenie, że zaraz mi wyskoczy…  Przełknęłam ślinę.
- Róża, mogę cię o coś zapytać?
- O co? – wyszeptał ledwo.
    Abraham wziął wdech, a następnie zaczął pomału się do mnie zbliżać. To nie pytanie… Czy on chce mnie pocałować? To znaczy, że coś do mnie czuje…  Ja również zbliżałam się do niego. Kiedy nasze usta dzieliły ledwie milimetry w mojej głowie usłyszałam: ,,Luis!”. To mnie otrzeźwiło. Szybko odsunęłam się od Abrahama.
- Nie mogę.. – wyszeptałam – Wybacz.
   Nie czekając na jego reakcje zgarnęłam smycz psa i pobiegłam czym prędzej w stronę domu.
_________________________________________________
Zapraszam, do wzięcia udziału w konkursie ;)
Pozdrawiam i życzę miłej nocy ;D

14 listopada 2015

,,Pozory mylą.." - imagin dla Venney

Hej!
 Przepraszam, że tak późno ale nie wyrobiłam się wcześniej... Wiecie piątek trzynastego :( paskudna data. Dziś miałam takiego pecha.. :( Szkoda gadać...
A o to imagin:
_________________________________

          *Abraham*

   Nie wiedziałem czy spotkam w parku Ją, jednak czułem, że muszę spróbować. Nie zamierzałem, więc tracić czasu i z samego rana, wraz z psem Sary ruszyliśmy w stronę parku.
   Przez całą dragę powtarzałem sobie imię psa: ,,Kornelida, Kornelida, Kornelida..”  Mam nadzieje, że jak przyjdzie co do czego, nie zapomnę go…
   Gdy dotarłem do parku spuściłem zwierzaka ze smyczy. Kornelida pobiegła w stronę reszty psiaków, ja natomiast rozgadałem się za nieznajomą, która zawróciła mi w głowie. Kręciłem głową w prawo, w lewo, wyglądałem, a nawet obszedłem cały park. Niestety nigdzie nie znalazłem Jej. Spojrzałem na zegarek w komórce.
- Ale późno.. – powiedziałem sam do siebie.
   Nie miałem wyjścia. Trzeba wracać… I znów zacząłem się rozgadać, tym razem za psem. Westchnąłem.
- Kornelida! Piesku! – darłem się na cały park. – Kornelia! - krzyknąłem jeszcze raz, bez odzewu.
   Chwila ona chyba inaczej się nazywała...
- Jesteś! – krzyknąłem widząc psa biegnącego w moim kierunku.
   Ucieszyłem się. Jednak po paru minutach mina mi zrzedła.  Suczka, parę metrów ode mnie, skręciła w prawo i pobiegła do piaskownicy. Super… 
   Westchnąłem  i szybkim krokiem pobiegłem do niej.
- Chodź tu. – Chwyciłem ją za obrożę i zapiąłem smycz.
   Mam już dość tego psa… Spaniele to wredne, nieposłuszna zwierzaki. Przewróciłem oczami i szarpnąłem psa za smycz, by zacząć iść. Oczywiście zaczęła się buntować. Matko jaki ten pies silny.. Tak zapierał się nogami, że nie mogłem go ruszyć z miejsca! Niby takie to mała, a silne…
- No chodź! – krzyczałem.
   Niespodziewanie pies zrobił krok w moją stronę, a ja straciłem równowagę i poleciałem do tyło. Miażdżąc przy okazji kogoś.  Suczka korzystając z okazji, że wypuściłem smycz, uciekła. A wyglądała na taką posłuszną.. Pozory jednak mylą…
- Abraham? – usłyszałem znajomy głos.
   Czy to Ona? Odwróciłem się.

          *Róża*

  Chłopak, który prawie na mnie leżał odwrócił głowę. Teraz już byłam pewna.
- Abraham. – powiedziałam.
- Bardzo cię przepraszam.. – zaczął szybko, po czym wstał i pomógł mi. – Ja nie chciałem, wiesz pies..
- Wiem widziałam. – uśmiechnęłam się.
- Wszystko? – zapytałem z niepokojem.
- Tak.
   Uśmiechnąłem się łobuzersko.
- Te psy..
   Jego mina mnie powaliła. Nie umiałam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem.
- Pomóc cię znaleźć psa? – zaproponowałam.
- Tak, proszę.. – powiedział błagalnie.
- A tak ogóle to, Róża jestem. – uśmiechnęłam się podając mu rękę – Przepraszam, że wcześniej się nie przedstawiłam, ale wypadła mi nagła… -zawahałam się – sprawa. – dokończyłam.
- Spoko.  A ja Abraham. – uścisnął mi rękę.
- A to już wiem. – uśmiechnęłam się.
- Ładne imię. – powiedział niespodziewanie. – Jeszcze takiego nie słyszałem.
- Nie jest Hiszpańskie… - wyjaśniłam.
   Fifi zaczął szczekać, więc popuściłam mu smycz. Po jego ostatnim wybryku wolałam go nie spuszczać..
- Widzę ją! – krzyknęłam, szturchając Abrahama – Tam za drzewem. – wskazałam drzewo naprzeciwko nas.
- Okrążymy ją, to może nie ucieknie.
- Jakby co Fifi pomoże! – gdy tylko to powiedziałam, on zaszczekał – Widzisz, pomoże. – zaśmialiśmy się.
   Tak, jak powiedział Abraham, podeszliśmy ją z dwóch stron. Ja z prawej, a On z lewej. Fifi dla pewności czekał z przodu. Cichutko na palcach podkradłam się do psa i… I już miałm ją prawie w garści, gdy z drzewa wybiegła wiewiórka, a pies pognał ją.
- Aaaaa! – usłyszałam krzyk Abrahama, a potem plusk i Jego gniewne krzyki.
   Wyjrzałem za drzewo. Ulala.. Biedak wpadł w kałużę.. Był cały w błocie i chyba nie tylko.. Wiem, że to straszne, ale równocześnie takie śmieszne..

          *Abraham*

   Nienawidzę tego psa! Nienawidzę tego psa! Ah!! Jak ja jej nienawidzę!!!!!
   Krzyczałem w duchu, zaciskając pięść. Wziąłem wdech i otarłem twarz z błota. Mam tylko nadzieję, że to tylko błoto, bez żadnej niespodzianki. Wzdrygnąłem się na samą o tym co z tym błotem jest zmieszane.
  Strząsnąłem błoto i wstałem. Wstając zauważyłem jak Róża się ze mnie śieje. Próbowała to ukryć, ale kiebsko jej to wychodziło..
- Bardzo śmieszna… - burknąłem.
- Przepraszam… Wiem nie powinnam się śmieć. – zasłoniła ręką buzie – Już nie będę. – przyrzekła.
   Nie bardzo jej wierzę.. W sumie to na jej miejscu też bym się śmiał..
   Machnąłem ręką.
- Nieważne, po prostu złapmy tego parszywego kundla! – tupnąłem nogą.
- Właściwie to nie trzeba go łapać.
- Co? – spojrzałem na nią.
- Fifi ją złapał.
   Spojrzałem na psa.
- Kocham cię Fifi! – krzyknąłem.
   Fifi trzymał w pysku tą Kor coś tam, ciort z jej imieniem! Ważne, że ją dopadł.
   Wziąłem za jej smycz, a Fifi wypuścił ją.
- Biedna jest cała zaśliniona. – stwierdził Róża.
- Zasłużyła! – warknąłem.
- Jej właściciel, nie będzie zachwycony. – pokręciła głową.
- A chrzcin właściciela, za to jak mnie urządziła..
- Aha, mam cię! – przerwała mi Róża – Czyli to nie twój pies! – podniosła jedną brew.
   O kurcze?! Jak ja mogłem się tak podejść?! AH……
- Kiedy się zorientowałaś? – zapytałem.
- Na początku. – zaśmiała się – Od razu było widać. – spojrzałem na nią pytająco – Po pierwsze, jak ją wołałeś, za każdym razem podawałeś inne imię, po drugie uciekła od ciebie, a po trzecie sam się teraz przyznałeś. – założyła rękę, na rękę.
- Tsa.. Wpadłem.. No, ale tylko z psem mogłem tu wejść.. No a ja.. No..
- Nie jąkaj się. - poprosiła.
  Wziąłem wdech.
- No bo prawda jest tak, że.. Że stęskniłem się za Fifim! Tak właśnie i... ! Wiesz kiedy on tak na mnie wskoczył, to.. To poczułem, że to wielka przyjaźń. Tak, wiesz od pierwszego... liźnięcia! – wypaliłam.
   Kurczę z tych nerwów gadam głupoty..
- To wszystko wyjaśnia.. - powiedziała, powstrzymując się od śmiechu.
   Uśmiechnąłem się i przytuliłem psa. Zam tylko nadzieje, że to kupi...
- No chyba nas nie rozdzielisz? – spojrzałem na nią błagalnie, a Fifi chyba zrobił to samo.
- No cóż, nie będę stawać na drodze do waszego szczęścia.. – powiedziała.
   Poczułem na policzku liźnięcie psa.
- Dzięki chłopie. – wyszeptałem mu do uch.
- Mówiłeś coś? – zapytała.
- Nie… Wiesz co ja muszę się przebrać, może pójdziesz ze mną do domu. Ja się przebiorę, a później odstawimy tego tu diabła z piekła rodem?
- No nie wiem, bo..
- Proszę? – spojrzałem na nią błagalnie.
   Fifi zaskowyczał.
- Miałaś nas nie rozdzielać. – zauważyłem.
- No wieszczo Fifi? Mam być zazdrosna? – zwróciła się do psa, po czym ten zamachał radośnie ogonem.

          *Róża*

   Ich przewaga była za duża.. Poza tym, nie mogłam przecież odmówić mojemu ukochanemu pieskowi…  Więc pięć minut później byłam w domu u Abrahama.
- Widzisz, mówiłem że to blisko. – wyszczerzył się otwierając drzwi.
- A mogę wejść z psem? – zapytałam jeszcze dla pewności.
- Nie nabrudzi bardziej, jak ja. – wskazał na ubłocone ubranie.
- No tak..
- Rozgość się, a ja się przebiorę.
- OK.
   Abraham zszedł a dół.  Rozejrzałam się po wielkim  salonie. Fajnie był użądlony. Na środku stała niby scena. Wiadomo dla kogo.. Moją uwagę najbardziej zyskał kominek. U mnie co prawda, był kominek, ale nie taki prawdziwy.. Można powiedzieć , że to coś w rodzaju ozdoby. Ten natomiast, widać było, że jest używany i to często.
   Przywiązałam Fifiego do poręczy schodów.
- Chcesz coś do picia? – zapytał Abraham.
   Podskoczyłam i odwróciła się. Na moje nieszczęście Abraham akurat podchodził. Zderzyliśmy się, natomiast zawartość, jego szklanek wylądowała na mnie…  Jeju… Biała bluzka z czerwoną plamą.. Super!
- Sorry… - przeprosił.
   Westchnęłam.
- Trudno. Szybko się przeprałeś. – zmieniłam temat.
- Szybo? Zajęło mi to trzydzieści minut…
- Serio?
  Pomogłam mu sprzątnąć , na szczęknie nic się nie pobiło. Chodziarz tyle…
- Kurczę mamy dziś pecha. – stwierdziłam, siadając na kanapę.
   Przede mną stał kalendarz, coś podkusiło mnie, aby sprawdzić datę. Przyjrzałam mu się.
- Co tak patrzysz? – zapytał zdziwiony Abraham siadając obok.
- Patrz. – wskazałam na dzisiejszy dzień. – Teraz wiadomo z kąt nasz mech! – roześmiałam się.
- Nie rozumiem….
   Westchnęłam.
- Dziś piątek trzynastego! – zapukałam w jego głowę – Halo jest tam kto! – krzyknęłam mu prostu  w ucho.
- Ej, bo ogłuchnę! – odsuną głowę zatykając uszy.
- A to by, była tragedia.. – zachichotałam.
   Abraham zmrużył oczy.
- Grabisz sobie… - pokręcił głową.
- Naprawdę? – udałam zdziwioną.
   Abraham tylko uśmiechnął się podstępnie.
- Co ty…
   Nie zdarzyłam dokończyć, bo Abraham zaczął mnie łaskotać! To okropne tortury! Nienawidzę łaskotek.. Zwijałam się i kręciłam, błagając go aby przestał. Przez cały czas śmiałam się. Po mimo moich błagać, nie przestawał.
- Proszę… Już nawet nie mam siły się śmiać…

          *Abraham*

   Po mimo jej błagań, pozostawałem nie ugięty! Łaskotałem ją… Zasłużyła, za to śmianie się!
- Proszę… Już nawet nie mam siły się śmiać…
   Po tych słowach przestałem ją łaskotać.
- No ok..
   Dziewczyna usiadła i wzięła wdech.
- Co ty płakałaś? – zaniepokoiłem się łżą w jej oku.
- Co? – przetarła oko – Nie.. To przez śmiech ja zawsze tak mam.
   Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
- Jestem! – wrzasną dobrze mi znany głos  Tony'ego – Hej brat!
 -Siema!
- Tony! – krzyknęła Róża, machając.
- Róża? Cześć! – odmachał jej,  a potem się przytulili…
  To było dziwne… To ja się męczę z jakimś futrzarscy diabłem.. A mój brat ją dobrze zna?! Co za cho&%$#& piątek trzynastego!!
___________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podobał ;)
Może chociaż to mi dziś wyszło... XD
Życzę miłej nocy :*

10 listopada 2015

,,Niespodzianka!" - imagin dla Venney

   Hej! W końcu znalazłam czas by móc coś napisać XD Mam nadzieję, że Wam spodoba ta część ;)

Zapraszam do zakładki: konkurs!
Miłego czytania
i
miłych snów :*
______________________________________________

     *Abraham*

- O nie znowu  się zaczyna…- przerwał mi Bob – Ile razy to już słyszałem co?
- Wiem mnóstwo… Ale teraz to już tak naprawdę! – próbowałem  bo przekonać.
   Bob pokręcił głową.
-Jak ty się naprawdę zakochałeś to, ja jestem królowa Elżbieta! – zaśmiał się.
- Nie chcesz to nie wierz! – wstałem od stołu zbulwersowany – Ale psa i tak masz mi załatwić! – zażądałem.
- Mówiłem ci gadaj z siostrą!
- Ah… Na ciebie to nie można liczyć! – wrzasnąłem.
- Dobra nie wściekaj się tak.. Ochłoń trochę.
- Sam mnie do tego doprowadziłeś. – wskazałem na niego palcem.
- Dobra sorry, nie wiedziałem, że cię to tak zreferuje.. Jak tak bardzo chcesz to ci załatwię tego psa. – uspokoił mnie.
    Usiadłem powrotem na krześle.
- Mów dalej… - zachęciłem go.

       *Róża*

- Zamknij oczy. – poprosił Luis gdy zaparkował.
- Po co?
- Ufasz mi?
- Jasne, że tak. – uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam oczy.
    Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, a parę minut później poczułam jak łapie mnie za rękę.
- Teraz pomalutku wysiądź..
   Tak jak kazał ostrożnie wysiadłam, oczywiście przy pomocy Luisa. Szłam przed siebie, wciąż z zamkniętymi oczami. Luis ostrożnie prowadził mnie przez jakąś drużkę… Chyba.. Tak mi się przynajmniej wydaję, bo pod butami słyszę małe kamienie.
- Uważaj na stopień. – ostrzegł.
- Ok.
   Pomału weszłam na stopień, podeszliśmy jeszcze parę metrów.
- Luis..
- Tak?
- Daleko jeszcze?
   Wiem, że Luis nie pozwoli bym się wywróciła, jednak odczuwam dyskomfort. To, że nie wiedzę dokąd idę.. Czuję niepewność i wrażenie, że zaraz w coś walnę..
- Nie.. – wyszeptał – Pamiętasz, jak narzekałaś, że twoje urodziny to taka nudne spotkania?
- Tak. – odpowiedziałam niepewnie.
- Możesz otworzyć oczy.
    Pomału otworzyłam oczy, to co zobaczyłam było niesamowite.
- Niespodzianka! – krzyknęła chórem zebrana grupka ludzi.
- Och Luis… To.. – zatkało mnie – Nie wiem co powiedzieć.
- Najlepiej ,,dziękuję” – podsunął.
- Dziękuję! – krzyknęłam radośnie i pocałowałam go w policzek.
     Kochany Luis! Urządził prawdziwą imprezę!  Nie taką sztuczną, że tylko herbatka, ciasteczka i muzyka klasyczna, do której nawet poruszać się nie da! Nie! To była prawdziwa impreza urodzinowa! Z balonami, tortem i muzyką! Do której da się tańczyć!
- Nie ma za co. – odpowiedział z uśmiechem i przytulił mnie.
- Myślałam, że moje urodziny odbędą się za dwa tygodnie..
- No tak, ale wziąłem sobie twoje słowa do serca no i.. – wskazał rękoma na imprezę – Poza tym to był taki spontan.. Dlatego zadzwoniłem w ostatniej chwili.
   Spojrzałam na niego pytająco.
- Niespodzianka córeczko! – krzyknęli chórem rodzice.
- Dlatego to był spontan. – wtrącił Luis.
- Aha.. – szepnęłam pod nosem. – Mamuś, tatuś co wy tu robicie? Przecież nie mogliście przyjechać wcześniej?
- No tak, ale wypadło mi mare spotkań i z części się zwolniłam no i jestem! – mama uściskała mnie.
- Tak, a ja wziąłem przykład z mamusi i też się urwałem. – tata uśmiechnął się do mamy.
- O jak ja was kocham! – krzyknęłam i przytuliłam ich.
- O była bym zapomniała! – krzyknęła nagle mama i wyrwała się z uścisku.
- O czym? – zdziwiłam się.
- O tym. – mama wyjęła z torebki małe pudełeczko i wręczyła mi. – Sto lat! To ode mnie i od taty.
- Dziękuję. Później otworzę,  a na razie.. – chwyciłam Luisa za rękę – bawmy się!
   Odłożyłam paczuszkę na stoliczek i zaczęliśmy tańczyć.

         *Abraham*

- Obiecuję, że twojemu psu nic się nie stanie. – zapewniłem ją.
- No nie wiem. – siostra Bena wzięła suczkę na ręce.
- Siostra.. No nie bądź taka. – prosił Ben.
- Sara. – spojrzałem jej w oczy – Przysięgam ci na moją karierę, że nie dopuszczę aby Kornelinie stała się krzywdę.
- No, nie wiem..
- Proszę.. – zamrugałem powiekami.
- No dobrze, ale masz jej pilnować. - dziewczynka podała mi psa – Tylko ostrożnie.
- Dobrze. – uśmiechnąłem się do niej.
- Dzięki siostra. – Ben poczochrał ją po głowie.
    Wychodząc z ich domu usłyszałem, jak Sara  gniewnie warczy na brata.
- Dalej nie rozumiem po co ci ten piec.. – zapytał Ben gdy byliśmy już u mnie w domu.
 - Dziewczyna, którą spotkałem ma psa… A że nie zdążyłem dowiedzieć się jak ma na imię, nie wiem jak mam ją znaleźć. Pomyślałem więc, że spotkam ją w parku. Tyle, że on jest dla psów…
- Aha.. Więc to, po to ci ona. – pogłaskał suczkę -  Zaraz, czyli podsumowując wiesz o tej dziewczynie tylko tyle, że ma psa?
- No.. Tak. – przeczesałem włosy palcami.
   Ben prychną.
- Oj wiem to szalone.. Jednak w taj dziewczynie..
- Tak, tak, jest coś niezwykłego. – przerwał mi i zaczął się śmieć.
   Spojrzałem na niego gniewnie.

        *Róża*

   Luis zadbał o wszystko, impreza jest prze bajeczna.. Te kolorowe światła i otoczenie pięknej przyrody.. Nawet nie przeszkadza mi, że połowa gości to  fałszywi przyjaciele, którzy przez całą imprezę tylko stoją i szepczą… Nawet mnie nie obchodzi co teraz myślą.. Mam ich gdzieś! Ważne, że są tu rodzice i Luis!
- Wiesz, wszyscy dziś obdarowują cię prezentami.. Tylko ode mnie nic nie dostałaś…
- Przecież ty zorganizowałeś to wszystko. – wzięłam go za rękę – Nie mogłam marzyć o lepszym prezencie. – wyszczerzyłam się do niego.
- Miło mi to słyszeć. Jednak mam dla ciebie coś jeszcze.
   Spojrzałam na niego.
- Jeszcze jedna niespodzianka?
- No.. powiedzmy. – mrugnął do mnie.
   Luis zaczął grzebać w kieszeni i po chwili wyją pendriv owinięty wstążką.
- To dla ciebie.
- Dzię..kiję.. – wymamrotałam.
   Luis się zaśmiał.
- Prezentem nie jest pendrive tylko to co na nim. – poinformował mnie.
- W takim razie jak tylko wrócę do domu, obejrzę jego zawartość . – zapewniłam go. – Ooo.. Moja ulubiona piosenka! Zatańczmy! – chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy w kierunku parkietu.

3 listopada 2015

,,Spóźnienie"- imagin dla Venney

Hej!
  Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej się nie dało :/ Przepraszam was też, za to że ta część jest taka.. nijaka i nic nie wnosi.. :( Zrozumiem jeśli ją skrytykujecie :/
PS. Kto nie głosował w ankiecie proszę o oddanie głosu ;) Z góry dziękuję ;*
Miłych senków wam życzę ;*
______________________________________

      *Abraham*

 Do kawiarenki przyszedłem, a raczej przybiegłem spóźniony. Wbiegłem do środka i rozejrzałem się. Po pasu sekundach dostrzegłem mamę siedzącą przy stoliku. Poprawiłem koszulę i podszedłem do niej.
- Hej mamuś. – uśmiechnąłem się mówiąc.
- Jak zwykle spóźniony. – powiedział beznamiętnie popijając kawę.
- Oj mamo.. – przewróciłem oczami – Tak mój urok! – uśmiechnąłem się łobuzersko.
   Mama zaśmiała się pod nosem.
- Tak, tak.. Gdybyś ty przyszedł punktualnie, byłby koniec świata. – stwierdziła.
- A tego nie chcemy! – pocałowałem ją w policzek. – To co jemy? – zapytałem zasiadając na fotelu.
- Ja nic, ty pierogi.
- Co?
   Mama ciężko westchnęła.
- Ja już zdążyłem zjeść, więc ty tylko ty będziesz jeść.
- Aha…
- Witam panią. – Usłyszałem głos  Boba – Hej! – przywitał się.
- O witaj. – przywitała się mama.
- Hej. – przybiłem mu piątka.
- Twoja zguba. – wręczył mi pendrive.
- Dzięki. – schowałem go do kieszeni.
- Może zjesz z nami? – zapytała mama.
- Chyba ze mną. – wtrąciłem.
- Jasne! – cały Bob, on to nigdy jedzeniem nie pogardzi.
- Chwaliłeś się mamie? – szepnął, gdy  już usiadł do stołu.
- Czym miał się pochwalić? – mama uniosła jedną brew.
  Czyli słyszała….
- Niczym.. – machnąłem ręką.
- Państwa zamówienie. – powiedział kelner stawiając przed nami talerze z pierogami.
- Dziękujemy. – odpowiedzieliśmy chórem.
   Korzystając z okazji zmieniłem temat, jakiś nie chciałem się chwalić mamie moimi wyczynami na próbie… Już od dana próbowała mnie zeswatać z Igą, jeszcze wzięła by to na poważnie…
- Ale dobre te pierogi! – zachwyciłem się.
- Nie zmieniaj tematu. O co chodzi?
    Kurczę nie daje za wygraną…
- Hajtną się z Igą! – wrzasną Bob.
- Co? – mama zadławiła się kawą.
- Nie, no! To było tylko dla żartu! – broniłem się.
- Tak… - Bob się zaśmiał.
   Spojrzałem na niego gniewnie i kopnąłem go pod stołem.
- Co? Prawdę mówię! – bronił się.
- Już chłopcy spokój! – upomniała nas mama.
   Oboje podkuliliśmy głowy.
- Dobrze Abraham jak to było?
- No bo Iga zapytała się czy spotkamy się juro, no a chłopaki zaczęli gwizdać, że niby jakiś romans czy coś… No to ja, że czemu nie.. No i jakoś tak się potoczyło, że zaczęli śpiewać marsz weselny.. No i tyle… - wzruszyłem ramionami - Takie żertwy.  – podsumowałem.
- Zapomniałeś wspomnieć o ryżu i podróży poślubnej!  - wybełkotał Bob, przełykając pieroga.
   Mama spojrzała na mnie pytająco.
-No bo, jak zaczęli w nas ryżem rzucać, to ja wziąłem Igę w ramiona i wyniosłem z próby. A gdy zapytała co robię, to powiedziałem, że w podróż poślubną ją zabieram. – zaśmiałem się - Jak szaleć to szaleć!
   Mama pokręciła głową.
- Co wy robicie na tych próbach… - westchnęła – Zamiast ćwiczyć to żary stroją. -  zaśmiała się.
   No przyznaje, że mnie zaskoczyła. Już myślałem, że zacznie prawdziwy ślub szykować, a tu całkiem spoko reakcja! Nie no jestem z niej dumny!
- Dobrze chłopcy to wy kończcie, a ja będę lecieć. – wstała i ucałowała mnie w policzek – Pa synku. Cześć Bob. – przegnała się.
- Dowiedzenia.
- Pa! – odpowiedziałem i mama wyszła. – Musiałeś jej wypaplać co! – warknąłem na niego, gdy byłem pewnym, że mama wyszła.
- No sorry, nie wiedziałem, że to taki problem?!
- Eh…
   Usłyszałem szczekanie psa i od razu przypomniała mi się piękna nieznajoma. Piękna nieznajoma, jak to brzmi.. Tak tajemniczo.. Spojrzałem w stronę psa. Niestety nie był to Fifi.. Ta dziewczyna.. Kurczę zawróciła mi w głowi! Muszę Ją znaleźć.. Tylko jak? Już wiem!
- Bob chcesz odpokutować winy?
- Co? – zapytał zdezorientowany.
   Przewróciłem oczami.
- Przestań jeść i posłuchaj mnie.
    Bob przełkną.
- Słucham. – odstawił pusty talerz na bok.
- Masz psa. Prawda?
- To pies siostry.
- Mniejsza..  Mógłbym go pożyczyć? – zapytałem niepewnie.
- Nie wiem, z nią gadaj.. Poza tym po co ci Kornelida?
   Co za imię… Hahahahahahaha…
- Bo jest taka dziewczyna….

      *Róża*

  Wbiegłam do domu i szybko udałam się do pokoju. Fifi został przed domem pod opieką Berty. Rzuciłam smycz na łóżko i pobiegłam do łazienki.
   Wzięłam szybki prysznic, potem wysuszyłam włosy. Nie miałam czasu na układanie ich, więc założyłam ozdobną opaskę. Podmalowałam oczy, a na usta nałożyłam różową szminkę. Umalowana i
uczesana poszłam do garderoby.  Nie bardzo wiedziałam, na jaką uroczystość dokładnie jestem zaproszona, więc wolałam nie eksperymentować. Założyłam różową sukienkę z falbanką i beżowe, buty na koturnie, z paseczkiem przy kostce. W uszy wsadziłam proste, duże, złote koła, a na szyję założyłam złoty naszyjnik z moim inicjałem. Oczywiście na mojej ręce nie mogło zabraknąć bransoletki od Luisa. Dostałam ją na naszą rocznicę.. Jest dla mnie naprawdę ważna. Bransoleta ma jedno złote serduszko z moimi inicjałami. To takie słodkie...
   Gdy byłam już gotowa, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Wow! Jakaś ty piękna..
   Słysząc słowa Luisa, zaczerwieniłam się.
- Bez przesadny…
- Jesteś zbyt skromna. A to dla ciebie. – wręczył mi różę.
- O dziękuję. Jest cudna. – pocałowałam go w policzek.
- To co idziemy? Chyba nie chcesz się spóźnić? – zapytał podając mi rękę.
- Nie, nie chcę. – chwyciłam go za dłoń i wyszliśmy. - A gdzie dokładnie jedziemy? – zapytałam siedząc, już w samochodzie.
- Zobaczysz.. – powiedział tajemniczo, odpalając silnik samochodu.