24 stycznia 2015

Zagubiony Tomcio

   Hej ^^
We wstępie, małe ogłoszenia. :D właśnie zaczęły mi się ferie, super, ale rodzice wysyłają mnie do cioci na tydzień i nie wiem czy będę miała czas na pisanie, jeszcze zobaczę, ale czarno to widzę. :/ Ale obiecuję, że w drugim tygodniu to nadrobię - a raczej spróbuję ;)
Dzisiejszy imagin to jednopart - mam nadzieje, że się wam spodoba ;) - Napisałam go dlatego, bo jak wcześniej pisałam wyjeżdżam i nie chciałam was długo trzymać w niepewności ;)
Teraz pytanie do was:
Macie już ferie czy jeszcze nie? 
A może już się skończyły? 
Wyjeżdżacie, siedzicie w domu? 
Miłych ferii :*
______________________________________________
 
     Wracałem właśnie z męczącej próby do domu, kiedy usłyszałem, jakieś szelest w krzakach. Podszedłem bliżej i zajrzałem tam, okazało się, że był to mały szczeniak. Maleństwo zaplątało się w gałęzie i nie mogło wyjść, dlatego wyjąłem go. Przyjrzałem mu się, był biały, tylko na ogonku i mordce miał czarne łatki. Uszka miał oklapnięte, gdzieniegdzie widać było brązowe małe plamki. Był taki stołki i bezbronny. Nie miał założonej obroży więc uznałem, że jest bezpański.

- Wróciłem! – Krzyknąłem zamykając drzwi wejściowe.
- Witaj skarbie jak tam próba? – Zapytała mama, jej głos dobiegał z salonu więc poszedłem tam.
- Wiesz, jak zwykle ciężko. – Stwierdziłem i usiadłem na fotelu, a szczeniaczek wydał cichutki szczek.
- Co to? – Zapytała mama rozglądając się dookoła.
- To on lub ona. – Powiedziałem pokazując szczeniaczka.
- Oh.. Jaki słodki. – Podeszła bliżej i podniosła pieska. – To on. – Zaśmiała się. – Skąd go wziąłeś? – Zapytała.
- Znalazłem go w krzakach, nie miał obroży więc go przygarnąłem. – Pogłaskałem pieska, a on mnie ugryzł za palec. – To tak się odwdzięczasz za przygarnięcie?! – warknąłem na psa (nawet nie bolało, ale taki szczeniak i będzie mnie gryzła?!)
    Mama zaśmiała się i puściła pieska, żeby pobiegał po salonie a sama poszła do kuchni.
- Co robisz? – Zapytałem.
- Pewnie nasz mały gość jest głodny.
    Zagwizdała i piesek przybiegł do niej, a ona dała mu kawałek szynki.
    Kiedy szczeniaczek jadł ze smakiem swoje jedzonko, ja i mama myśleliśmy co możemy z nim zrobić. Zachować go? Oddać  do schroniska?
- A może ktoś go szuka. –stwierdziła mama.
- Może. Hmmm… Już wiem zrobię zdjęcie i dam ogłoszenie. Jeśli ten szczeniaczek, ma właściciela, to ja go znajdę.

****

    Zrobiłem ogłoszenia, a nawet ogłosiłem podczas jednego ze swoich wywiadów, że szukam właściciela małego pieska. Niestety nikt się nie zgłosił. Podałem też swój prywatny numer. Niestety to był błąd…. Nie przemyślałem tej decyzji, dziennie dostawałem ponad 100 SMS-ów (które nie dotyczyły psa), a moja komórka praktycznie nie przestawała dzwonić. Przez to wszystko, zostałem zmuszony do zmiany numeru.

****

   Minął tydzień, a właściciel Tomcia, (tak nazwałem szczeniaka) dalej się nie znalazł. W sumie przywiązałem się do tego urwiska. Im dłużej był ze mną, tym bardziej przywiązywałem się do niego.
   Zawsze po próbie zabierałem go do parku dla psów. Nauczyłem go nawet, aportować patyk. Z czasem zabierałem go na próby, a nawet na koncerny… Przestałem się martwić, że jego właściciel się nie znajdzie. Teraz to ja byłem jego właścicielem. Kupiłem mu śliczną obróżkę. Na medaliku miał napisane: ,,Tomcio mój kumpel” , a z tyłu moje imię i adres. 

****

- Tomcio! – Zagwizdałem. – Piesku! - Mały Tomcio przydreptał do mnie. – Proszę. – Pogłaskałem go po łepku i postawiłem miskę z jego przysmakiem (szynką). Rozpieszczałem go strasznie, ale to dlatego, że naprawdę pokochałem tego małego łobuziaka. ,,Łobuziak” tak nazywał go tata, ponieważ Tomciu z jakiegoś powodu uwielbiał gryźć jego kapcie (próbowałem go tego oduczyć, ale mi się nie udało).
    Tomcio zjadł swój obiad, więc jak co dzień wyszliśmy na popołudniowy spacerek. Młody jak zwykle szczekał na samochody, a raczej próbował to robić. Jego szczekanie przypomniało raczej pisk, ale przecież to jeszcze szczeniak, więc miałem nadzieje, że z tego wyrośnie.
    Po powrocie do domu, spuściłem go z jego malutkiej smyczy a on pobiegł pędem do salonu. Ja zdjąłem kurtkę i poszedłem za nim.
   W salonie była jakaś dziewczyna, głaskała Tomcia, a on zachowywał się tak, jakby ją znał.
- To właścicielka pieska. – Powiedziała mama.
    To nie możliwe, przecież Tomcio jest mój! Ja jestem jego właścicielem! Przez półtora miesiąca ja się nim zajmowałem. Teraz to mój pies!
    Dziewczyna wzięła pieska na ręce,a ten polizał ją po twarzy.
- Dziękują, że zajmowałeś się moim szczeniaczkiem. – Uśmiechnęła się do mnie.
- Czemu dopiero teraz się zgłosiłaś? – Zapytałem.
- Nie było mnie kiedy młody uciekł. Nawet nie wiedziałam, że zniknął. Jak tylko wróciłam babcia mi powiedział, że go zgubiła….
- To czemu on go nie szukała? – Przerwałem jej.
- Abraham! – Napomniała mnie mama. – To nie ładnie tak przerywać.
- Nic nie szkodzi. – Dziewczyna ponownie się uśmiechnęła i odpowiedział mi na pytanie. – Babcia go szukała, ale to starsza kobieta, nie miała siły. Jak tylko mi o tym powiedziała, zaczęłam go szukać w psim parku, a tam zauważyłam to. – pokazała ogłoszenia – Więc jak najszybciej tu przyszłam.
- Cóż Tomcio, cię poznaje, więc pewnie mówisz prawdę. – Powiedziałem smutno.
    Wiedziałam, że będę musiał zachować się odpowiedzialnie i będę zmuszony oddać jej Tomcia. To będzie ciężkie rozstanie…. A może pozwoli mi się z nim widywać?
- Tomcio? – Zapytała.
    Już chciałem wyjaśnić jej, że tak nazwałem szczeniaka, ale właśnie wtedy rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Odbiorę. – Powiedziała mama i wyszła.
- Tak nazwałem szczeniaka. – Odpowiedziałem dziewczynie, na jej pytanie.
- Tomcio.. – Przyjrzała się szczeniakowi, a ten zaszczekał po swojemu. – Ładnie i pasuje do ciebie.
- Tak, jest mały jak Tomcio. – Stwierdziłem i przykląkłem obok dziewczyny.
- A co to? – Zerknęła na obrożę.
- Myślałem, że nikt się po niego nie zgłosi, więc to zamówiłem. – Odparłem.
- Śliczna.
- A jak ty na niego wołałaś? – Zapytałem.
- Właściwie to, nie wymyśliłam dla niego żadnego imienia. Zrobiłeś mi przysługę. – Uśmiechnęła się. – Dzięki.
   Wzruszyłem ramionami.
- Lubisz go co?
- Tak… Ale to twój pies, więc…
- Możesz go zatrzymać. – Powiedział nagle.
- Co? – Automatycznie się uśmiechnąłem.
- Przywiązałeś się do niego. Źle bym się czuła gdybym ci go odebrała.
- Jesteś super! – Powiedziałem i przytuliłem dziewczynę.
    Gdy tylko uświadomiłem sobie, że przytulam nieznajomą, zrobiło mi się trochę głupio i natychmiast odskoczyłem od niej.
    Zrobiłem się chyba trochę czerwony, bo dziewczyna zaczęła się zemnie śmiać. Tomcio, natomiast zeskoczył z jej kolan i podbiegł do mnie. Pogłaskałem go.
- Sorry. – Wybełkotałem, nie patrząc w jej stronę.
- Spoko. – Powiedziała wciąż się śmiejąc. W końcu się ,,opanowała” – Oddam ci Tomcia, ale pod jednym warunkiem. – Powiedziała stanowczo.
- Jakiem? – Spojrzałem na nią .
- Będę mogła, razem z jego mamą, odwiedzać Tomcia.
- Ok. A gdzie mieszkasz? – Zapytałem, a potem szybko dodałem. – Jeśli nie chcesz nie musisz mówić.
- Można powiedzieć, że jesteśmy sąsiadami. - Odpowiedział z uśmiechem.
- Naprawdę?
- Tak, mieszkam dwa domy dalej.

****

     Jak obiecałam Lola (wcześniejsza właścicielka Tomcia) i jej suczka odwiedzały Tomcia regularnie. A czasem (a nawet dość często) to ja i Tomcio odwiedzaliśmy je. Z czasem ja i Lola zaprzyjaźniliśmy się i zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi.


22 stycznia 2015

Historia bez hepi endu.. Cz. VII (koniec)



   Dość długo chodziłem po parku, wciąż rozmyślając.
- Abraham! – usłyszałem czyjś głos zza pleców – Abraham poczekaj! – odwróciłem się w stronę z której słyszałem głos.
    Okazało się, że był to Tom.
- Hej. – Przywitałem się.
- Hej, kurde co się z tobą dzieje? Dzwonię do ciebie od 30 minut?!
- Co? – spojrzałem na komórkę, faktycznie miałem 15 nieodebranych połączeń – Sorry miałem wyciszony telefon. – Przeprosiłem.
- Ok., spoko. Słuchaj musimy pogadać.
- Wiesz, nie jestem w nastroju, bo…..
- Tak wiem, wypadek. Ja właśnie o tym chce z tobą porozmawiać. – przerwał mi.
- No to słucham.
- Ok, no bo… no…
-Wyduś to w końcu! – zachęciłem go.
- Bo Ben… On kłamał. (Ti) mówiła prawdę, to Maxi ją zrzucił z drabiny i zrobił to specjalnie…
- Jak on tak…
- Daj skończyć… - napomniał mnie -, więc jak mówiłem Maxi ją zrzucił, ale to Marco wszystko wymyślił.. – westchnął - zaplanował to wszystko bo chciał, żeby ona z tobą zerwała. Nie podobało mu się to, że zmieniłeś się. Sądził, że to przez nią nie jesteś sobą – zrobił rękami cudzysłów przy ostatnim słowie – dlatego to wszystko zrobił. Chciał wciągnąć w to pozostałych, na początku Ben tak jak ja się nie zgodził, ale zmienił zdanie. Nie wiem dlaczego.
     Stanąłem jak wryty. – Marco, plan, wypadek…. Nie to było za dużo! Był moim przyjacielem… Właśnie był! Już nim nie jest!
- Czemu w wcześniej mi nie powiedziałeś?
- Nie sądziłem, że to zrobią. Wiesz, owszem, Marco jest wybuchowy i wywija różne numery, mimo wszystko sądziłem, że do czegoś takiego się nie posunie. – usprawiedliwiał się – Jak tylko Ben zadzwonił do mnie z wyrzutami sumienia, od razu do ciebie zadzwoniłem.
- A skąd wiedziałeś, gdzie mnie znaleźć?
- Znam cie dobrze. Wiem, że gdy tylko masz jakiś problem to tu przychodzisz.
- No tak….. - Westchnąłem i usiadłem na pierwszej lepszej ławce. – Co mam zrobić? – Spojrzałem błagalnie na Toma. On zawsze miał jakiś pomysł.
- Nic. – Odparł krótko.
- Jak to nic?
- Tak to, - usiadł obok – wróć do domu, ochłoń, pomyśl…
- Przecież myślę….
- Jak chcesz, żebym ci pomógł, nie przerywaj. – skarcił mnie – Na czym to ja… A tak, pomyśl, zaczekaj dzień, lub dwa i potem z nią porozmawiaj. – doradził.
- A nie mogę teraz?
- Nie, musisz dać jej czas, jeśli teraz do niej pójdziesz, atmosfera może stać się napięta i jeszcze bardziej pogorszysz sprawę.
     Westchnąłem.
- Masz rację. Muszę zaczekać. Dzięki za radę.

****

    Tak jak doradził Tom, zaczekałem. Chciałem zaczekać jeden dzień, ale los chciał, że moje plany nie wypaliły i musiałem wyjechać z miasta na dwa dni. I tak z jednego dnia zrobiły się trzy.
   Postanowiłem sobie, że choćby nie winem co się stało, dziś do niej pójdę. Musiałem z nią w końcu porozmawiać. Musiałem….
    Stanąłem przed jej domem.. – Zapukać.. A jeśli nie ochłonęła.. I Jest jaszcze gorzej? Nie! Muszę to zrobić! – Postanowiłam sobie.
    Niepewnie podniosłem rękę do góry i zbliżyłem ją do drzwi. Zawahałem się na moment, lecz zrobiłem to, zapukałem. Usłyszałem kroki i drzwi pomału się otworzyły. I…. i usłyszałem pisk. W drzwiach stała jakaś dziewczyna miała około 13 lat. Była bardzo podobna do (Ti) więc wywnioskowałem, że to jej siostra.
   Dziewczyna przestała (na szczęście) już piszczeć i wciąż mnie obserwowała. Zrobiło się trochę niezręcznie, więc się przywitałem.
- Hej. Jestem Abraham, jest siostra?
- Taa.. tak. – uśmiechnęła się – (Ti) ktoś do ciebie przyszedł! – krzyknęła.
- Kto? – Usłyszałem jej przecudny głos, a potem ją ujrzałem.
    Jejku jaka na była śliczna. Włosy miała związane w kitkę, a ubrana była w śliczną żółciutką sukienkę. Chociaż była bez makijażu to i tak wyglądała ładniej jak nie jedna dziewczyna z makijażem.
- Ja! – uśmiechnąłem się – Cześć.
- Po co przyszedłeś? – Gdy tylko mnie zobaczyła uśmiech uciekł z jej twarzyczki.
- Porozmawiamy?
- Nie! – Rzuciła i zaczęła wchodzić po schodach na górę.
- Proszę. – Powiedziałem błagalnym tonem.
- Siostra tak ładne cię prosi. – Wtrąciła się dziewczynka.
- Dobrze. - podeszła do drzwi i chwyciła mnie za lewą rękę – Chodź. – rozkazała.
    Zaprowadziła mnie do altanki, która stała obok domu.
    Dopiero jak doszliśmy na miejsce, zauważyłem że ma gips na ręce. – Czyżby to były konsekwencje wypadku?
- Gips na ręce to przez ten wypadek, co?
- Może! Co to cie obchodzi? Dobra, mów czego chcesz.
- Przepraszam. To ty miałaś rację. Byłem głupi, że uwierzyłem chłopakom, a nie tobie.
- A cóż się stało, że mi uwierzyłeś?!
- Tom mi powiedział, że Marco zaplanował to wszystko i wciągnął resztę…. – (Ti) otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dałem dojść jej do słowa – Proszę wybacz mi, ale to co tam się stało naprawdę wyglądało na wypadek… Poza tym ja dużo myślałem i nie miałem powodu, by im nie wierzyć.
- A żeby nie wierzyć mi to już miałeś powody, co? – W jej oczach pojawiły się łzy.
- Tego nie powiedziałem! (Ti) proszę, ja…..
- Będzie lepiej jak sobie pójdziesz. – powiedział nagle – Zostaw mnie w spokoju.
- (Ti) popełniłem jeden błąd! – złapałem ją za rękę i zmusiłem, by spojrzała mi w oczy – To nie powód, by zrywać ze mną wszelki kontakt. Mi na tobie naprawdę zależy!
    Nic nie odpowiedziała, ale wyrwał swoją rękę i spuściła wzrok.
- (Ti)….
- Nie, Abraham. To prawda, popełniłeś jeden błąd, ale popełnisz ich więcej.
- Nie, obiecuję!
- Jesteś taki sam jak wszyscy. – Powiedziała smutno, a łza spłynęła jej po policzku.
    Nie rozumiałem jej. Nie miałem pojęcia, co jeszcze mogę powiedzieć, aby ją przekonać. Nastała chwila ciszy. Chyba zrozumiała, że nie rozumiem jej słów, bo powiedziała.
- Miałam kiedyś chłopaka, zachowywał się tak samo, jak ty teraz. Zraniła raz.. Wybaczyłam. Zranił kolejny… - kolejna łza spłynęła jej po policzku – przepraszał, obiecywał, więc wybaczyłam. W końcu oznajmił mi, że znudziłam mu się i jak niby nigdy nic odszedł.. – Zaczęła płakać.
- Ja tak nie zrobię. – obiecałem.
    Spojrzała mi w oczy i pokręciła głową.
- Ja nie chcę więcej tak cierpieć.
- Ja…. – Zaczęłam, ale dziewczyna mi przerwała.
- Idź już sobie. – Oznajmiła i odeszła…

_______________________



    Gdy kolejny raz przyszedłem, by z nią porozmawiać, zastałem zamknięte drzwi z karteczką ,,dom na sprzedaż”.  Wtedy zrozumiałem, że to naprawdę koniec. Koniec mojego szczęścia z (Ti)…. Mimo wszystko zaakceptowałem jej decyzję i pogodziłem się z tym, że nigdy nie będziemy razem…
    I o to cała historia, ostrzegałem, że jest smutna. A jeśli chodzi o mojego ,,przyjaciela” Marco, nie przeprosił, stwierdził tylko, że zrobił to dla mojego dobra. Mimo wszystko wybaczyłem mu, ale nie umiem już mu zaufać, poza tym odszedł z naszego zespołu (i rzadko go teraz widuję). Ben  przeprosił mnie za te kłamstwo i powiedział, że żałuje. Więc nie miałem podstaw, by się na niego dłużej gniewać. Jeśli chodzi o Toma, teraz on jest moim przyjacielem, wiem że on nie zdradzi mnie tak jak Marco.

_______________________________________________________

   Heeej ^^ 
Miałam to dodać jutro, ale wena mnie tknęła i znalazłam wolną chwilę, więc stwierdziłam, iż napiszę kolejną (i ostatnią) część imagina dziś ;) 
Imagin dość smutny, ale jak nazwa wskazuje jest bez hepi endu :(
Mam nadzieje, że wasz miło zaskoczyłam tym wcześniejszym dodaniem posta ;)
I dobranoc ;*